sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 6

Dowiedziała się. Prezydent Snow dowiedziała się o nielegalnym leczeniu. Mordowanie  ludzi którzy pomagali biednym i chorym było dla  niej czymś przyjemnym.
Uznałam, że nie będę nic dotykała,bo może później będzie łatwiej znaleźć ślady.
Wyszłam z chaty. Po paru minutach byłam w domu.
- Gdzie ona jest?
- Zaprowadziliśmy ją do kapitolińskiego szpitala.
- Skazaliście ją na śmierć.- mruknęłam.- Do cholery, kto to wymyślił?
- Ja. - odpowiedział. Słychać było, że jest pewny siebie.
- Cudownie. Wynoś się stąd.
- Ale..- próbował załagodzić sprawę. Miałam wywalone na to co powie.
- Wyjdź.- przerwałam, po czym wypchnęłam go za drzwi i zatrzasnęłam je z hukiem. Dopiero wtedy spostrzegłam, że w domu nie ma nikogo, prócz mnie. Nie lubiłam tej ciszy która ogarniała wszystkie pomieszczenia. Wtoczyłam się na górę po schodach. Rozglądnęłam się po pokoju. Był taki kolorowy. Ściany już wyschły. Smugi światła  padały na złocistą część. Zegarek wskazywał 19:57. Nie miałam ochoty czytać. To dziwne. Byłam bardzo głodna. Wróciłam do kuchni. Patrzyłam pod nogi, aby nie dopuścić do takiej sytuacji która zdarzyła się przed dożynkami. Otworzyłam jedną z szafek. Sięgnęłam po bułkę która leżała w kącie.  Pomacałam ją.
- Sucha. - świetnie. Wyjęłam z lodówki jogurt. Usiadłam na ziemi opierając się o ścianę. Upiłam łyk truskawkowego napoju i odgryzłam kawałek pieczywa.  Siedziałam tak dobre 10 minut. Usłyszałam kroki. Gdzieś na górze, w moim pokoju. Przecież nikogo tam nie było. Przed chwilą nie wiedziałam tam żywej duszy. Przegryzłam dolną wargę. Wyrzuciłam opakowanie po jogurcie. Ponownie usłyszałam kroki.
-To nie jest śmieszne.. - szepnęłam nerwowo do siebie

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 5

-Co robić?- Mówiłam do siebie.
-Co robić?- powtórzyłam, po czym obeszłam dookoła dziewczynkę. Leżała na plecach,więc nie wiedziałam co działo się z tyłu ciała. Nie w miałam najmniejszego doświadczenia w medycynie. Można by było iść do sąsiadki, albo poprosić któregoś ze strażników. Każdy z nich musiał wiedzieć co robić w takich sprawach. Nie, to b ie był dobry pomysł, na pewno udowodniliby, że to wina kogoś z nas i matce odebrano by dzieci. Prowadziłam monolog wewnętrzny. Po chwili zastanowienia wybiegłam z pomieszczenia. Parę sekund później stałam już u progu drzwi pani Abernathy.
 Jej mąż zginął, biorąc udział w rebelii. Mieszkała sama. Dzieci nie  posiadała.
Zapukałam w drewnianą deskę.
- Chyba nie usłyszała. - pomyślałam.
Zastukałam nieco mocniej. Zdenerwowana zagryzłam paznokieć. Nadal nie odpowiadała.
- Halo! Jest tam ktoś?!- wykrzyknęłam. Nie panowałam nad emocjami. Waliłam pięściami w drzwi.
- Do cholery!Moja siostra umrze! Pomocy!- minęło około pól godziny. Traciłam siły.  Wybiegłam przed dom. W okolicy nie było nikogo. Inni sąsiedzi na niczym konkretnym się nie znali. Uznałam, że pobiegnę do miejscowego zielarza.
Minęłam kilkadziesiąt szarych chat. Wyszłam na piaskową dróżkę. Rzadko tędy chodzono. Uzdrowiciel dostawał się do miasta innym przejściem. Zobaczyłam drzewo- sporych rozmiarów.
- Już blisko. Spokojnie..-pocieszałam siebie. Zobaczyłam druciany płot. Wisiała na nim przechyloną tabliczka z napisem ' Wysokie napięcie' Kiedyś było to wyłączone, ale ostatnio stosują ogromny rygor.
-Cofnę się parę metrów. Do tego wielkiego drzewa. - myślałam na głos.
Chwyciłam za najniższą gałąź. Noga mi się obsunęła. Spróbowałam ponownie. Poszło jak z płatka. Zeskoczyłam nad ogrodzeniem i upadłam z hukiem na łąkę. Biegłam przed siebie. (minęło jakieś  45 minut od mojego wyjścia).
-Tak!- powiedziałam z entuzjazmem. Dom staruszka nie był jak wszystkie. Jego kolor przypominał żółty, bardziej złocisty. Dzięki temu, że w późnym lecie trawa była tego koloru doskonale wpasowywał się w otoczenie. Światło w środku  było zapalone.
- Jest w domu- pomyślałam.  Gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że drzwi są uchylone. Nie zastanawiając się weszłam do środka. Wszystko dookoła było powywracane. Zauważyłam, że moje ręce są praktycznie mokre od krwi. Zbyt mocno przejęłam się sytuacją i nie zauważyłam, ze obgryzam paznokcie, ktorych już prawie nie było.Od bujanego fotela, aż do wycieraczki prowadziły ślady krwi, nie była moja...




__________________________________________________
Jest już 5 rozdział! :D Dzisiaj było bardzo dużo wyświetleń, dlatego postanowiłam coś napisać. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. ;o Dziękuję wam bardzo! Czytajcie i komentujcie. <3

Rozdział 4

Nie mogłam się powstrzymać. Złapałam za niebieską farbę. Zdjęłam pokrywkę i chlusnęłam w jego stronę.
- To oznacza wojnę!- wykrzyknął. Uznałam, że jeśli i tak musimy pomalować ścianę, to stanę na jej tle. Po 45 minutach nie tylko ściany były kolorowe, łóżko, szafa i półki przybrały kolorowe odcienie. Czułam się mega brudna, ale nie sprawiało mi to problemu.
- Już 19:30, nie musisz się zbierać?- zapytałam.
- Masz mnie dość?
- Nie o to chodziło- powiedziałam zakłopotana
- Przecież żartowałem. - powiedział, po czyn uśmiechnął się szeroko. Miał aparat na zębach. Nie wiedziałam co robić, więc sięgnęłam po książkę. Otworzyłam na miejscu gdzie zagięłam róg.
- Oczy szeroko otwarte.- przeczytał na głos.
- Bravo.
-O czym jest?
- O pracownicy CSI, która szuka zabójcy dzieci. Od 9 miesięcy w Moskwie giną ludzie. Głównie młodzież. Rozpoczyna śledztwo w opuszczonym domu. Narazie jestem na momencie w którym główna bohaterka szuka śladów zabójstwa, nagle słyszy kroki.
- Uwielbiam kryminały.- odrzekł
- Ja też.- powiedziałam, wciąż czytając. W tej chwili do pokoju weszła mama.
- Chcecie coś do jedzenia? Wiecie... Jutro już nie będzie tak wesoło.
- Ja nie.
- Ja także. - powiedział i uśmiechnął się lekko. Nie rozumiem, jak on to robi.
Po wyjściu matki siedzieliśmy bez żadnych rozmów. Minęło pół godziny.
- Co lubisz robić?- zapytał
- Czytać
- Mogłem się domyślić.- farba którą miałam na twarzy zatchnęła i miałam wrażenie, że noszę maskę.  Nagle usłyszeliśmy krzyki.
- Słyszałaś to?
- Tak.  O w dusze! To Rosie! - pędem otworzyłam drzwi i zbiegłam na dół żeby zobaczyć co się dzieje. Jasiek ruszył za mną. Kiedy doszliśmy na miejsce, na ziemi leżała dziewczynka.
- Ona....ona próbowała sama co was wejść...ale schody są zbyt strome... Wywróciła się.. Nie wiem..- zaczęła Erica
-  Ona żyje! Sprawdź tętno. - powiedziałam wystraszona.  Erica pochyliła się i przyłożyła rękę aby sprawdzić puls.
- Słaby, ale wyczuwalny.




____________________________________________________
Dzisiaj krótki rozdział,bo muszę się dużo uczyć ;c
Więc komentujcie mordeczki! <3

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 3

- Zaimponował mi. - Mam nadzieję, że jeszcze przed igrzyskami zdołam mu podziękować. Podszedł bliżej sceny. Wszedł po stromych schodkach na scenę. Stanął obok dziwnie ubranej kobiety.
- Oto nasi tegoroczni trybuci. - Uniosła wysoki moją dłoń i wykrzyknęła - Annabeth Prior! - Wzięła dłoń chłopaka i zrobiła to samo.- Jan Dąbrowski! Tak więc, pomyślnych igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja!- mówiła to co roku,więc jej słowa NIE podniosły mnie na duchu. Po swojej przemowie zaprowadziła nas na zaplecze i powiedziała:
- Pierwszy punkt po wylosowaniu,to zapoznanie się. Ja jestem Effie.- powiedziała niesamowici sztucznie.
- Jasiok.- Oboje spojrzeli na mnie oczekując odpowiedzi. Nie miałam zamiaru nic mówić.
- No dobrze. Za chwilę przyjdzie di was Daymon i powie wam ci dalej. - po wyjściu Effie, Jaś zaczął rozmowę:
- Chyba nie wybierzemy się na kebaba.
- Najwyraźniej- kolejny raz byłam zgryźliwa, ale trudno było to kontrolować. Po paru sekundach pojawił się ubrany na biało mężczyzna.
- Chodźcie ze mną. Teraz pojedziecie do domów. Spakujecie się i pożegnacie z rodzinami. O świcie po was przyjadą inni strażnicy. - Powiedział i ruszył szybkim krokiem w kierunku luksusowego auta. Wsiedliśmy do środka. Żadne z nas nie odezwało się przez całą drogę. Wyszłam jako pierwsza. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Erica. Rzuciła mi się w ramiona i powiedziała:
- Tak mi przykro. - Brzmiało to bardzo wiarygodnie. Miała łzy w oczach. Gdy weszłam, cała rodzina mnie obściskiwała, całowała i mówiła jak im przykro. Dziwne, że dopiero teraz się mną zainteresowali. Na uboczu stała najmłodsza- Rosie. Podeszłam bliżej i powiedziałam:
- Kochanie, tak bardzo się boję, że cię stracę.
- Kto mi będzie czytał książki? - spytała. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. Przytuliłam ją mocno i odeszłam do swojego pokoju. Wzięłam leżącą na ziemi torbę i spakowałam do niej to, co zwykle; chusteczki i książkę oraz ołówek z inicjałami: J.M. Podobno należał do mojej mamy. Ale nie byłam pewna, ponieważ nie wiedziałam,jak miała na imię , w każdym razie nazwisko się nie zgadzało. Dalej bym się przyglądała ołówkowi, gdyby nie fakt, iż usłyszałam na dole głęboki, niski głos. Gdy zbiegłam by zobaczyć kto to,  w drzwiach ujrzałam Jaśka.
- Zastałem Annabeth ?
-Zastałeś.- powiedziałam  i uśmiechnęłam się sztucznie.- Chodź na górę. -Poszłam w stronę schodów. Postanowiłam dyskretnie się obejrzeć i zobaczyć czy faktycznie za mną poszedł. Zrobiłam z siebie totalną idiotkę, bo stał tuż za moimi plecami i czekał aż się ruszę. Wszedł do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi.
-Siadaj- powiedziałam. Fajnie było czuć, że ktoś cię lubi. Chyba lubi.. Jasiek siedział po turecku na łóżku.
- Spakowana?
-Tak.
- Ja wziąłem tylko bokserki, skarpetki i koszulkę na zmianę.
-Yhym- pomyślałam.
-Masz za nim zamiar usiąść?- zapytał- nie odpowiedziałam. Zdjęłam z szafy ogromne pudełko i postawiłam je z hukiem na ziemię.
- Moje ściany wyglądają strasznie.
-Nie zaprzeczę.- powiedział żartobliwie,po czym wyjął jedną z puszek i uchylił wieko
 zanurzył rękę i opryskał mnie.
Głośno się roześmiałam. Moją twarz pokrywała zielona maź. Wyglądałam jakbym nie zdążyła sięgnąć po chusteczkę.



________________________________________________


Ohh.. Ten rozdział nie zachwyca, wiem, ale to głównie dlatego, że pisałam go jakieś 3, godziny ,po czym skopiowałam i kiedy chciałam wkleić okazało się, że się usunęło. Więc przepraszam za błędy. ;c
Pozdrawiam mordeczki ;*

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 2

Szczerze, poczułam się dziwnie kiedy wypowiedział te słowa. Nie wiedziałam co to znaczy, ale miałam wrażenie, że to flirt. Moje myśli przerwał głęboki,niski głos:
-Jutro dożynki.
- Niezłe spostrzeżenie. -odburknęłam. Nie chciałam być niemiła,ale bez kontroli odpychałam jakimkolwiek przejawy uczuć. Chłopak sprawiał wrażenie jakby wcale nie przejmował się, że jutro może zostać wylosowany na krwawą jatkę.
-Ehm ,muszę iść,jestem spóźniona... Do zobaczenia. -kręciłam nie wiedząc jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- Okay. -odparł. Wiedział, że kłamię.
Tak bardzo nie chciałam wracać do domu. Wiedziałam, że na wejściu zaczną się pytania i pretensje. Byłam już spory kawałek od parku. Rozmyślałam co zrobię gdy wrócę.
. Nagle poczułam, że ktoś mnie chwyta za opuszki palców. Przerażona odwróciłam głowę.
- Wybierzemy się kiedyś na kebaba?
- Kebaba?- zapytałam. Tak, wiedziałam co to jest,ale w 11 panowała bieda i choć ludzie mieli co jeść to na fast food stać było tylko ludzi z wyższych sfer.
-Bułka z warzywami,mięsem,sosem... - zaczął tłumaczyć
-Oczywiście,wiem co to jest. - przerwałam.
- Więc jak?- Uśmiechnął się niczym pedofil. Zachichotałam,co nie było w moim stylu.
- Być może.- odpowiedziałam i odeszłam.
Kiedy weszłam do domu nie usłyszałam powitania. Wszyscy siedzieli przy stole.   Rozstawione były na nim talerze ze skromnym posiłkiem. Myślałam, że jedzą obiad. Spojrzałam na duży, stary zegar, wiszący na ścianie. Była już 18:17. To kolacja. Postanowiłam usiąść pomiędzy Rachel (mamą) a młodszą siostrą.
-Gdzie byłaś?- zapytała Rachel.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły na dyskutowanie o tym, że powinnam spędzać więcej czasu w domu.
-Mówiłam, że jest dziwna!-wykrzyknęła Erica Wzięłam talerz i odeszłam od stołu.
Weszłam do pokoju i usiadłam po turecku na ziemi. Podzióbałam kaszę i zjadłam prawie całą sałatkę. Mięsa nie tknęłam.po skończeniu posiłku sięgnęłam po książkę.  Otworzyłam na 96 stronie. Mój mózg nie mógł skupić się na słowach. Ciągle myślałam o nim. Nie, nie było to ta zasadzie 'Och jaki on słodki. Bóg seksu!'. Raczej zadawałam sobie pytanie, dlaczego chciało mu się ze mną rozmawiać. Nigdy nie spotkałam tak miłej osoby. Czytanie nie miało najmniejszego sensu. Wstałam. Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania. Nikt nie wchodził do mojego pokoju wiec nie czułam się skrępowana. Założyłam czystą bieliznę, a następnie wyjęłam z szafy koszulkę z napisem 'Mockingjay. Rebelion'. 23 lata temu Katniss Everdeen wznieciła wojnę. Niestety zakończyła się porażką. Przez kilka pierwszych lat po śmierci prezydenta Snow'a  oraz prezydent Coin w Panem podobno żyło się bardzo dobrze,lecz kiedy Katniss odeszła to wnuczka prezydenta objęła władzę i rozpoczęła w nowo tyranię. Zmęczona dzisiejszym dniem położyłam się pod koc i zasnęłam. 
Obudził mnie śpiew głoskółek. Dzisiejszy dzień był niesamowicie ładny. Promienie słoneczne oświetlały drzewa rosnące przy budynku. W 11 przeważały pola. Niestety od wielu lat prawie nic na nich nie rosło. Tylko gdzieniegdzie była roślinność.
Postanowiłam zacząć dzień od prysznica. Weszłam do łazienki. Gdy odkręciłam kurek miałam nadzieję że obleje mnie ciepły strumień. Tymczasem opryskała mnie lodowata woda. Starałam się jak najdokładniej umyć. Kiedy opłukiwałam włosy zaczęły lecieć ciepłe krople. Kiedy nie miałam już na sobie piany wyszłam opatulona ręcznikiem. Otworzyłam szafę. Na jednym z  wieszaków była czarna,jedwabista koszula. Po siostrze. Miała podobny styl do mojego. Brakowało jeszcze dolnej garderoby. Zgarnęłam z półki koronkową spódniczkę. Sięgnęłam po grzebień
Przeczesałam wilgotne włosy i zawiązałam wstążką w koka. Zeszłam na dół nie zastałam nikogo. Wyjęłam z lodówki kawałek sera i mleko. Kiedy chciałam wziąć chleb potknęłam się o szmacianą lalkę Rosie. Była to cudowna dziewczynka. Zawsze uśmiechnięta. Wracając: Zachwiałam się. Nie utrzymałam równowagi. Upadłam i oblałam się skisłym mlekiem.
- Cudownie. Jestem chodzącym nieszczęściem. -powiedziałam do siebie po czym wybuchłam śmiechem. Wytarłam się ściereczką. Nie miałam ochoty się przebierać, poza tym wyglądałam nieźle. Usłyszałam kroki.  W kuchni była już cała rodzinka.
-Za 10 minut wychodzimy. - powiedziała czarnowłosa kobieta.
Oczy mnie strasznie piekły, zapewne od wczorajszego czytania. Miałam wadę wzroku, ale nikt się tym nie przejmował. Musiałam jakoś z tym żyć. Najwyraźniej Rachel wstała wcześniej i przygotowała dzieci. Wyszłam na podwórko i usiadłam na ziemi.
-Ubrudzisz się- usłyszałam za sobą głos. O dziwo była to Erica. Nie wiem co jej strzeliło do głowy, ale była dla mnie miła. Wszyscy wyszli z domu.
Po paru minutach byliśmy na dużym placu. Rozejrzałam się.Podeszłam do stolika przy którym siedziała młoda,niezadowolona kobieta. Zweryfikowała moją tożsamość. Wsadziła mi watę do ust. Pobrała trochę śliny. Ustawiłam się wśród dziewcząt. Stałam tam pare minut. Usłyszałam głośny,piskliwy  głos. Na scenie stała dziwacznie ubrana kobieta o bujnej peruce. To Effie Trinket
-Witam państwa.- rozpoczęła entuzjastycznie.- Spotkaliśmy się dzisiaj aby wylosować młodą kobietę i silnego mężczyznę aby reprezentowali nasz dystrykt na 98  igrzyskach głodowych. Tradycyjnie zaczniemy od dziewcząt. - zanurzyła rękę w puli. -  Annastazja Prior. - nie byłam zaskoczona. Kiedyś i tak wszyscy umrzemy. A ja szybciej niż inni. Alergiczka, astmatyczka a do tego  chodzące nieszczęście. Podeszłam bliżej sceny. Stanęłam bez słowa obok kobiety.
-Witaj kochanie.-powiedziała uroczo. Nie odpowiedziałam.
-Czas na wybranie dzielnego mężczyzny . -Ponownie wyjęła ze szklanej misy los.
-Tom Smith.- z szeregu wystąpił chłopiec. Miał poparzone pół twarzy. Ledwo chodził. Było mi niesamowicie przykro, że nie mogę iść razy dwa.
-Zgłaszam się! -dobiegał znajomy głos. - Zgłaszam się na trybuta.- widziałam jak chłopak z parku zmierza w stronę sceny.


____________________________________________






Jest już 2 rozdział! :)
Macie jakieś uwagi? Chcę aby blog rozwijał się jak najlepiej ;D

Rozdział 1

-Proszę tylko nie ona!- wykrzyknęłam.
- Spokojnie,to tylko sen. Tylko sen. - szepnęłam do siebie,po czym sięgnęłam po jedną ze zużytych chusteczek leżących na półce obok łóżka. Otarłam mokre od potu czoło. Grzywka zasłaniała mi oczy. Wokół było ciemno. Spojrzałam na zegarek; 4:07
-Spróbuję zasnąć-mruknęłam do siebie. Leżałam i rozmyślałam jutrzejszych dożynkach.
-W tym roku na pewno mnie wylosują.- pomyślałam.-Nie robi mi to różnicy. Nie ma osoby która mnie kocha.
Matka zmarła kiedy miałam 2 lata. Została podtopiona w wodzie a następnie podłączona do prądu. A ojciec? Pieprzony narkoman,nie tata. Rodzeństwo...Miałam kiedyś siostrę, starszą o 7 lat.. Zmarła 6 lat temu. Byliśmy w naszym miejscu.. Ja, Tris i Tata siedzieliśmy przy rzece. Było cudownie. Ptaki ćwierkały tę samą melodię, przyjemną dla uszu. Jerry ( tak miał na imię) wyjął z kieszeni strzykawkę i niewielki pojemniczek ze smętnym kremowym płynem, ehh miałam 5 lat, nie wiedziałam co to jest. Napełnił ją ,po czym wstrzyknął w żyły na zgięciu ręki.
-Co to jest, tatusiu?-zapytałam
-To mi pomaga na ból skarbie.
-Boli cię głowa?
-Nie, pomaga na ból po stracie mamy.
-Aha.- tak naprawdę nie wiedziałam co do mnie mówi, więc zamiast odpowiedzieć, zaczęłam sączyć sok porzeczkowy.
-Nie słuchaj go. Jest po prostu egoistą. Nie wie, że jeśli dalej będzie brał to gówno, to w końcu nas opuści. - Powiedziała te słowa z ogromną goryczą.-Ojciec wstał. Był wściekły. Na początku odeszli oboje bliżej płynącego obok strumyku. Najwidoczniej chcieli, abym nie widziała zajścia. Później zaczęli dyskutować na temat nałogu Thomsona. W końcu Tris rzuciła:
-Nienawidzę cię. Nie jesteś ojcem. Jesteś nieodpowiedzialnym hipokrytą.- miała oczy wypełnione łzami. A on, pod wypływem działania substancji dał się ponieść emocjom. Popchnął córkę do strumyka. Tamtego dnia poziom wody był wysoki, a prąd silny. Próbowała wyjść, ale zaczęła się krztusić. Zginęła na miejscu.
Kiedy ludzie dowiedzieli się co zrobił ten psychopata, od razu dali mu najgorszy wyrok. Publicznie znęcali się nad nim, po czym zastrzelili. Władze znaleźli mi rodzinę zastępczą.
Mam 4 rodzeństwa. Dwoje w okolicach mojego wieku i dwoje młodszych. Wszyscy mnie nienawidzą,bo jestem inna. Czasami się zawieszam i nie reaguję. A kiedy przewracam kartki ,zamykam się w swoim własnym świecie.. Wszystko dookoła rozpływa się.
Moje rozmyślania musiały trwać bardzo długo ,spojrzałam za okno było już jasno. Zarzuciłam na siebie swój ulubiony, szary sweter. Przejrzałam się w lustrze. Przeczesałam włosy drewnianym grzebieniem. Jeszcze chwilę przyglądałam się swojej smukłej sylwetce, krótkim włosom o białawym kolorze, zatrzymałam się na oczach. Były brązowe i pełne smutku.
-Jesteś żałosna- mruknęłam do siebie. Postanowiłam zejść na dół. Schody skrzypiały pod ciężarem moich stóp. Zatrzymałam się przed wejściem do kuchni. Było tam znacznie cieplej. Przez moje ciało przebiegł ciepły dreszcz. Usłyszałam rozmowę mamy z najstarszą córką:
-Zrozum. Ona jest inna niż wszyscy. Tak nie zachowuje się 17- latka. Czasami nie reaguje kiedy do niej mówię!
- Za rok wyprowadzi się stąd.
- Wstydzę się jej. Nie lubię kiedy wykrzykują do mnie na korytarzu: „ Ej to ta co ma siostrę..- zrobiła ten idiotyczny gest. Podniosła palce i lekko je ugięła,żeby podkreślić, że nie jestem jej rodziną.- dziwaczkę.
- Wiem córeczko, ale miała trudne dzieciństwo. - Erica zatrzymała swój słowotok po czym obie usiadły na kanapie i zaczęły oglądać telewizję.
Cofnęłam się i wbiegłam na górne piętro gdzie znajdował się mój pokój..właściwie to mieszkałam na strychu, ale urządzony przeze mnie, nie wyglądał tak źle. Wzięłam zieloną torebkę i wrzuciłam do niej książkę i połowę bułki, którą zaczęłam wczoraj jeść na kolację.
Dwa razy w tygodniu biorę astragale- dodatkową żywność dla rodziny, niestety nic w Panem nie jest za darmo. Szczególnie jeśli pochodzi z rąk kapitolańczyków. Dodatkowe jedzenie- dodatkowa kartka w puli. Lecz dzięki nim, mogłam mieć dach nad głową.
Zbiegłam do drzwi. Słońce raziło mi w oczy. Dookoła stały szare domy od których gdzieniegdzie odpadała farba. Zabłocone ulice, dziury w ścianach mieszkań,dachy zabite deskami. Tak wyglądał Dystrykt 11.
Po paru minutach doszłam do parku. Nie był zachwycający; zaledwie kilka drzew, krzaki, kwiaty i ławki. Szukałam jakiejś w cieniu... Nie przepadam za słońcem. Tak! Ta była idealna!
-Świeżo pomalowana.-przeczytałam na głos poirytowana.
-Co mi szkodzi, nie sądzę, że ktoś będzie obserwował mój tyłek. Uznałam, że mogę się ubrudzić więc usiadłam. Wyjęłam książkę. Stara okładka, poniszczone kartki, niektóre pooblewane herbatą bądź kawą. Odgięłam róg i pogrążyłam się w lekturze... Rozdział 8...9...12...,ani się obejrzałam a była już połowa..czytałabym dalej,gdyby nie fakt, że czułam na sobie czyjś wzrok. Parę ławek dalej siedział młody chłopak. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi. Było to zadanie nie do wykonania.Jadł kebaba...nie jadł... pochłaniał. Nadal wpatrywał się we mnie. W końcu nie wytrzymałam. Zagięłam róg . Włożyłam książkę do torby i przewiesiłam ją przez ramię. Stanęłam wkurzona naprzeciw chłopaka i nerwowo zapytałam:
- O co ci do cholery chodzi?!
- Nie rozumiem?- udawał. W jego oczach było widać triumf. Oczekiwał, że podejdę.
-Dlaczego tak się na mnie gapisz?
- Postanowiłem nie odmawiać sobie prostych przyjemności. -odparł. Na jego twrzy pojawił się szeroki, szczery uśmiech.




___________________________________________________




Jest pierwszy rozdział. Moim zdaniem słaby, mam nadzieję, że kolejne będą ciekawsze :)

piątek, 20 lutego 2015

Prolog- FanFiction o Jasiu Dąbrowskim i Igrzyskach Śmierci.

Opowieść o tak zwykłej, że aż niesamowitej nastolatce o jasnych, wręcz białych, długich włosach. Brązowe, niemal czarne oczy, szeroko otwarte spoglądają na świat. Nie ma nikogo kto ją kocha. Złodziejka zakazanych książek,trybutka, jej świat to literatura, do czasu kiedy zostaje wylosowana, a jej partnerem okazuje się chłopak z którym niezbyt dobrze zaczęła znajomość.. jak mu było.. Jaś? Jak potoczą się losy Annastazji i chłopaka?