piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 13

"Moje powieki były ciężkie...coraz cięższe.."
Jednakże nie zamknęłam ich. Dlaczego? Dlatego, że usłyszałam pukanie.
-Kurwa, kto dobija się do mnie o takiej porze?!- powiedziałam twardo do siebie. Wstałam. Nadal byłam w samej bieliźnie. Już miałam sięgnąć po ciuchy..
-Niee..- pomyślałam. Podeszłam do drzwi. Nie było tam ani dziurki do patrzenia, ani dziurki od klucza. Przekręciłam więc klucz. Nikt nie pociągnął klamki. Lekko uchyliłam drzwi.
- Ygh. - westchnęłam. No cóż. W końcu zobaczę kto mnie odwiedził. Przede mną stał Jasiek.
- Co ty tu..- zaczęłam swoje wąty. Ale idiota mi przerwał.
- Przyszedłem zapytać o której się jutro widzimy. - byłam zaskoczona.
- Po to mi zawracałeś dupę o 3:00 w nocy?!- wybuchłam
- Ja tylko..- zaczął
- Nie wiem. Idź sobie, bo spanie to jedyna rzecz, która sprawia mi przyjemność.- chłopak  uśmiechnął się szeroko i odszedł.
*Perspektywa Jasia*
To zabawne. Ta dziewczyna zupełnie nie ignoruje, przez co jeszcze bardziej mi się podoba. Czas iść coś zjeść. Postanowiłem zjeść w pokoju. Udałem się piętro niżej. Drzwi do pokoju ( o dziwo) się nie zacinały. Bez problemowo wszedłem do środka. Sięgnąłem po słuchawkę o bardzo dziwnym kształcie. Kliknąłem zielony guzik. Oznaczał on hotelową restaurację.
- Dzień dobry. Mógłbym prosić o kebaba?
- Witam. Oczywiście. Jakie mięso?
- Wołowe. Poproszę jednak dwa.
-Będą za pół godziny.
- Dziękuję.
 -Nie ma za co.- odpowiedział  słodki głosik.  Postanowiłem uciąć sobie drzemkę.
*Perspektywa Annatbeth*
Mocno stąpając usiadłam na łóżko. Nagle z kąta dobiegły mnie dziwne dźwięki. Jakby drapanie. Stała tam komoda, której wcześniej nie zauważyłam. Ponownie usłyszałam drapanie. Po około 3 sekundach w pokoju hotelowym rozległ się głośny pisk. Jakby dziecko. Był tu ktoś, prócz mnie, tak jak wtedy, w domu.
- Teraz, to już na pewno nie zasnę. - pomyślałam. Pod łóżkiem leżała moja torba. Odpięłam zamek. Sięgnęłam po książkę. Zostało tylko 126 stron. Pogrążyłam się w lekturze. Nienawidziłam czytać na głos. Każde słowo przetwarzałam w myślach:
"....Kiedy dziewczynka usiłowała wejść wyżej, obsunęła  jej się noga. Spadła z impetem na trawę. To pech? A może klątwa rzemyka?
 -Tak, zdecydowanie to pierwsze- pomyślała Leasly. Podniosła się i ruszyła przed siebie. Kilka metrów dalej stał  spalony dom. Dziewczynka już miała otwierać spróchniałe, odpadające drzwi ( o ile można 'to' tak nazwać).. W tamtym momencie usłyszała drapanie. Jak to możliwe? Od lat nikt tam nie był.. Po chwili drapanie ucichło, lecz jej uszy wypełnił dźwięk rozpaczy. Wtedy dziewczyna nie mogła powstrzymać własnej ciekawości. Wywarzyła drzwi. Dziecko które krzyczało, zostało powieszone. Obok niego stała matka.
- Tak bardzo nie chciałam.. Nie chciałam Leasly, na prawdę.. - załkała kobieta. - Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- Nikt się nie dowie..- oznajmiła Leasly.
- Niestety. Ty to widziałaś i możesz zdradzić moją tajemnicę. Ja na to nie mogę pozwolić.- po tych słowach zrobiła krok w stronę Leasly. Później następny, aż w końcu rzuciła się na dziewczynkę. W dłoni miała nóż. Siłowały się dobre 15 minut. Leasly wytrąciła kobiecie nóż z ręki. W panice dźgnęła ją prosto w środek gardła."  Zamknęłam książkę. Przestraszona przykryłam się kołdrą pod oczy.
*Perspektywa Jasia*
 Obudził mnie dzwonek do drzwi.
-Kelnerka- pomyślałem- trzeba otworzyć. - Wstałem ospale i odebrałem kebaby.
- Pójdę do niej jeszcze raz. - Powiedziałem motywująco, po czym poszedłem spełnić myśl.
* Perspektywa Annabeth*
Zapomniałam, że to, iż ukryję się pod kołdrą, nie załatwi problemów. Usłyszałam pukanie. Tym razem nie za szafką.
- Otwarte. - powiedziałam. Zobaczyłam, że to Janek.
- Cześć. Pomyślałem, że jesteś głodna.- Tak właściwie nie byłam głodna, ale chciałam, żeby ktoś został ze mną, bo cholernie bałam się tych wszystkich dźwięków.
- Tak..właśnie miałam coś zamawiać.
- To świetnie. Mam kebaby!- wykrzyknął, przez co zawibrowało mi w głowie .
- Z mięsem?
- Tak - powiedział, po czym zrobił pedo face.
- Przykro mi. Nie jadam. Nie praw mi wykładów, które często słyszę: ' Przyjdzie co do czego, to żeby nie umrzeć z głodu, zjesz. '. Nie mam zamiaru, nawet na igrzyskach, zabijać zwierząt. - rozgadałam się.
- Spokojnie, wybierzesz je i zjesz-  uśmiechnął się
- W porządku.- nie wiem po co robiłam awanturę. Zaprosiłam chłopaka do środka. Usiedliśmy na łóżku. Jakoś udało mi się jeść kebaba.
- Jak minął dzień?- zapytałam.
- Tak właściwie ,całkiem spoko, tylko szkoda, że nie mamy za grosz prywatności. - odpowiedział z zapchaną buzią. Musiał chwilę poczekać na odpowiedź,bo akurat żułam bułkę.
- Nie mamy..ale nie robię rzeczy które wymagają specjalnej izolacji.
- No wiesz..ale gdybyś zaczęła..- uśmiechnął się znacząco, po czym się przysunął i dotknął mojej ręki.
- Co ty robisz?- zamiast odpowiedzieć pocałował mnie w usta. Odepchnęłam go momentalnie.
- Bez przesady.- znowu próbował się do mnie przystawiać.
- Wyjdź. - powiedziałam. On zamiast wyjść, zapytał:
- Będziesz kończyła?- wskazał kebaba.
- Nie.-odpowiedziałam. Jasiek  wyszedł z dwoma kebabami w dłoniach. Zamknęłam drzwi ukłon na kluczyk. Padłam zmęczona na łóżko, po chwili zasnęłam.




_____________________________________________________




Cześć . Przepraszam, że długo nie dodawałam rozdziału. ;c Pod każdym postem ma być minimum jeden komentarz, wtedy dodaję kolejny 😊


Pozdrawiam i zapraszam do oceniania w komentarzach 😉

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 12

Poczułam zmęczenie. Opadłam na ziemię. Miałam ochotę położyć się i spać. Moja sukienka w sztucznym świetle wyglądała jak  złociste zboże. Tak miało być. 
- Chodź, za chwilę wchodzi dziesiątka. - było słychać pod denerwowanie w  jego głosie. Podniosłam się, choć nie miałam na to ochoty. Podeszłam do toaletki. Spojrzałam w lustro, poprawiłam sukienkę, fryzurę. Zaczęłam szukać rydwanu jedenastki. Trudno było się pomylić. Ogromna, złota liczba "11",  po  prawej stronie. Pszenica, żyto i tym podobne zdobiły przód, tył i lewy bok. Jaś wskoczył do środka. Usiadł, po czym zorientował się, że musi mi pomóc, ponieważ nie potrafię wejść. Podał mi rękę i pociągnął za sobą.
- Dzięki.- powiedziałam
- Do usług.
- Wiesz, że to, iż teraz gadamy, nie oznacza, że nie zabiję cię w igrzyskach? - zadałam retoryczne pytanie- Nikomu nie można ufać.
- Rozumiem. - Na jego twarzy nie było żadnych uczuć, prócz pod denerwowania.
- Przygotujcie się za trzydzieści sekund wjeżdżacie!- powiedziała Effie, zaciskając kciuki- Uśmiechnij się, choć trochę.- spoglądnęła na mnie.
- Ok..- nie wiedziałam, że moja odpowiedź tal głupio zabrzmi. Nie zauważyłam, że konie już galopowały wśród widowni. Publiczność ( czyli banda dziwnie  ubranych przygłupów) wiwatowała. Uważam,że nie było w nas NIC specjalnego. Najśmieszniejsze było to, że wjechałam ze spuszczoną głową.
- Złap mnie za rękę. - szepnął Jasiek
- Nie. Nie mam zamiaru ściągać od sławnych, z resztą nieżywych, trybutów.
-Już dobrze,  nie bulwersuj się tak. - Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się sztucznie,bo inaczej się nie dało. Miałam się cieszyć, że jestem w gronie osób które niedługo zabiję, bądź one mnie ? Miałam się cieszyć, że patrzą na mnie osoby, które czekają na moją śmierć? Nie, dziękuję. Patrzyłam z nienawiścią w jedno miejsce. Na Prezydent Snow. Jasiek machał do wszystkich, uśmiechał się.
Oczami Jasia:
Nie wiedziałem l co jej chodzi. Była wkurzona. Patrzyła na Snow, jakby ta jej coś zrobiła. Była inna niż większość dziewcząt, które znałem. Każda gadała, jak bardzo jest wyjątkowa. Zdania typu: Jestem dziewczyną i wolę spodnie, niż spódniczki. Żałosne, teraz wyjątkiem są osoby płci żeńskiej, które  ubierają się kobieco.
Rydwan się zatrzymał. Lekko pochyliłem się do przodu, po czym uderzyłem plecami o oparcie. 
Oczami Annabeth:
Stanęliśmy. Wygładziłam rękoma sukienkę.
- Prezentacja strojów trybutów wypadła znakomicie! Cieszę się, obecnością wszystkich. Tych na widowni i tych w rydwanach. Zatem, do zobaczenia jutro, na pierwszym treningu. - po przemowie Snow zapanował harmider. Wszyscy klaskali, jakby to , co powiedziała było czymś niesamowitym. Po około 2 minutach, byliśmy z powrotem w garderobie. Kątem oka zauważyłam, że na wieszaku wiszą pomarańczowe spodnie. Nie znosiłam tego koloru. Najgorszy, ohydny odcień. Mimo to, postanowiłam przebrać się z sukienki, na coś wygodniejszego. Przydałaby się jeszcze koszulka. Było ich bez liku. Sięgnęłam po czarny, luźny top. Naciągnęłam spodnie pod sukienkę, a następnie odwróciłam się tyłem do ludzi, w celu zarzucania koszulki. Musiałam dogonić Effie. Kiedy byłam już blisko kobieta się  odwróciła. Zderzyłyśmy się.
- Ouu..- powiedziała wykrzywiając twarz. No nic.. Zostaje mi tylko czekać, aż znajdziemy się w hotelu.- Chodźcie, szybciej. - rzekła do nas, choć szła z tyłu.  Po chwili pędziliśmy czarnym, luksusowym samochodem, innym niż wcześniej. Siedziałam, chyba, na siedzeniu, którego nikt nie używał. Mimo to, sprężyny wbijały mi się w tyłek. Kurz unosił  się w powietrzu.  W końcu! Hotel. Przemyję ranę. Effie użalała się nad lekkim guzem,a ja nad zadrapaniem i   krwią. Wyszłam sama. Wszyscy mieli coś do załatwienia, a Jasiek chciał zostać na powietrzu ( pod opieką strażnika). Popchnęła przeźroczyste drzwi. Odwróciłam się, aby je zamknąć. Po chwili jacyś ludzie przykładali masę różnych rzeczy, do mojego czoła.
-Skąd oni się tu wzięli.. Przecież przed sekundą byłam sama. - pomyślałam. Kiedy zakończyli swoje zmagania, pobiegłam do swojego pokoju. Nie rozglądałam się po drodze. Nie miałam ochoty patrzeć na tych wszystkich ludzi. Zatrzasnęłam  drzwi. Rzuciłam butami na koniec pokoju, sukienka wylądowała na łóżku stałam w samej bieliźnie. Poszłam do łazienki. Odkręciłam kurek. Starłam makijaż. Nie miałam ochoty trzeć skóry. Stałam rozmazana przed lustrem.  Okropnie wyglądałam. Cóż, nie jestem księżniczką. Wyszłam z łazienki i klapnęłam się na łóżko. Moje powieki były ciężkie..coraz cięższe.
.....