wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 15

"Ocknęłam się z osłupienia, kiedy przeleciała mi przed nosem strzała. Skąd się wzięła? "
Kiedy się obejrzałam nikogo za mną nie było, wszyscy uważnie słuchali organizatora igrzysk. Małymi krokami zbliżałam się do tłumu.
- Wtedy zdobędziecie sponsorów , a jak zdobędziecie sponsorów, to zdobędziecie pożywienie, bądź broń, jeśli zdobędziecie pożywienie, lub broń, macie większe szanse na przeżycie, nawet zwycięstwo.- mówił mężczyzna. Ledwo go widziałam, bo był niski. Mój wzrok przykuły fioletowo, neonowo, lustrzane włosy. Świeciły się, hipnotyzując moje oczy. Niby w Kapitolu każdy się wyróżnia, aczkolwiek kiedy wszyscy wyglądają podobnie,  tworzą smętny tłum.  Zastanawiając się nad wyglądem faceta, wyłączyłam się totalnie. W tamtym momencie nie było przy mnie nikogo. Wszyscy rozeszli się do różnych stanowisk.
Podeszłam do pierwszego z brzegu stanowiska. Było to stanowisko rzutu nożami. Wszyscy robili pewne i szybkie ruchy. Odwróciłam głowę, aby zobaczyć gdzie jest Jaś, nigdzie go nie widziałam. Szłam przed siebie, nie patrząc na drogę. Nagle upadłam. Oczywiście na kogoś, jakże by inaczej.
- Odwdzięczasz się za strzałę?- wydyszał w moim kierunku jakiś chłopak.
- Ehh.. Nie.. - wciągnęłam powietrze, delektując się słodkim zapachem jego perfum .-.. Nie wiem.. Nie..-wypuściłam powietrze- Tak.. Może..- zerknęłam na jego różowe usta, były takie.. takie pociągające. O czym ja myślę, jejku. Wtedy poczułam się jak pusta lalka. - Mniejsza o to. Tak właściwie, dlaczego strzeliłeś w moją stronę.?- zapytałam
- Ponieważ przywitałem się, a tynie odpowiadałaś. - powiedział stanowczo.
- Dlatego usiłowałeś mnie zabić?- spojrzałam na niego pytająco, przegryzając wargę - Poczekaj może jeszcze, ze dwa dni. Unikniesz kary.- wywróciłam oczami, odeszłam. Kilkanaście metrów dalej Jaś ćwiczył wiązanie węzłów, nie widziałam gdzie iść, więc skierowałam się w jego stronę.
- Cześć. -Uśmiechnęłam się. Nie uzyskałam odpowiedzi. Miałam nadzieję, że Jaś odwróci się w moją stronę. Szturchnęłam go lekko za ramię. Nie reagował. O co chodzi? Nie żeby mi na kimkolwiek zależało, ale..- Hej, Jasiek!- pociągnęłam go za ramię na stronkę.  Spojrzał na mnie wzrokiem, jakbym mu coś zrobiła.
- Po co mi znowu zawracasz głowę?
- Znowu?- zapytałam. Chłopak wypuścił gwałtownie powietrze, pokręcił głową ironicznie śmiejąc się w powietrze.
- Najpierw jesteś dla mnie wredna, później jest okej, następnie znów ci coś nie pasuje, potem niby mnie lubisz, na końcu  mnie wypraszasz z pokoju, nie odzywasz się do mnie, a teraz zachowujesz się jakby nic się nie stało. - popatrzył na mnie marszcząc brwi. Zamrugałam kilka razy. Faktycznie nie zauważyłam, że zachowuję się jak kobieta w ciąży, humorki i te sprawy. Zaraz, przecież ostatnio miałam powód, by być na niego zła.
- Ja? No proszę cię, dobierałeś się do mnie.
- Czy to moja wina, że jesteś seksowna?- nie zmienił wyrazu twarzy. Przegryzłam wargę. Spuściłam wzrok. Po co on to powiedział. Kurczę, zarumieniłam się. To nie tak, że Jasiek mi się podoba, jest spoko, myślę, że jest szansa na przyjaźń.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i przytuliłam Jasia.
- Nie ma za co. - Jaś odwzajemnił  uścisk. Objął mnie i zaczął się wtulać głowę w moje ramiona.
- Nie przeginaj.- roześmiałam się.
- Siostro, nie tak ostro. - jego szeroki uśmiech był uroczy, był szczery.  Później chłopak wytłumaczył mi, że kiedy się wyłączyłam, niski facet- Chandler wyznaczał kolejność, kto , gdzie, kiedy i na ile czasu wchodzi. Ja, jako pierwsze stanowisko miałam  wyszukiwanie przedmiotów, refleks. Podeszłam do podestu. Przede mną stała jedna osoba. Druga, zaś, ćwiczyła. Chłopak wbijał we mnie wzrok. Jego szklisto zielone oczy poznikały moje ciało. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Czekam od dwudziestu minut, aż ten palant skończy grać- powiedział poirytowany- przyszedłem tu poćwiczyć, a na dzisiejszy dzień dali mi 3 najgorsze stanowiska. - chłopak zacisnął szczękę
- Jakie stanowiska?- zapytałam, unosząc lewy kącik ust.
- Refleks poszukiwacza, kamuflaż malarza i rozpalenie ognia.- zamknął oczy, następnie je otworzył i zamrugał kilkakrotnie
- Twoja kolej- powiedział wysoki blondyn- zobaczymy czy pobijesz mój wynik- szturchnął zdenerwowanego nastolatka. Wyglądali jakby o coś rywalizowali. Pewny siebie blondyn stanął w rozkroku, szerokie ramiona założył na piersi i obserwował jak jego przeciwnik staje do gry. Nie zwracałam uwagi co się dalej działo, ponieważ zwyczajnie mnie to nie interesowało.  Po około 20 minutach chłopak skończył swoje męczarnie i spocony podszedł do mnie.
- Jestem Will- uśmiechnął się
- Annastazja.- odwzajemniłam uśmiech
- Do zobaczenia przy kolejnym stanowisku- rzucił. Weszłam na stopień i zbliżyłam się do dużego ekranu. Moim oczom ukazało się żółte tło z dwiema rubryczkami. Po lewej stronie pisało " EASY", po prawej "HARD".
- Okay. Weźmy trudniejszą. -mruknęłam pod nosem. Pacnęłam palcem w prawą rubryczkę. Na ekranie pojawił się tekst: " Czekają cię trzy poziomy. Oto pierwszy z nich" po ośmiu sekundach zniknął. Zastąpił go obraz pokoju. Był zawalony jakimiś gratami. Całość była utrzymana w odcieniach brązu. Na dole miałam "pasek zadań". Najbliżej krawędzi był zegar który odmierzał mi czas. Miałam 5 minut na tę rundę. Obok Były, jakby, cienie kilku przedmiotów.
- A...ha- powiedziałam do siebie samej- muszę znaleźć 6 przedmiotów, żeby przejść do kolejnego etapu. - pierwszy cień przypominał mi wazon, właśnie od niego zaczęłam. Podążałam wzrokiem po pokoju.. Wieszak, stary fotel, spróchniała komoda,żarówka, wózek dla lalek, wazon, popękana lalka porcelanowa, WAZON! Kliknęłam na obiekt. -15 sekund- wyświetliło mi się na ekranie. Kurde, nie o to chodziło. Mam jeszcze 4:10. Ponownie spenetrowałam pokój: wieszak, stary fotel, spróchniała komoda,żarówka- tak, ona przypominała kształtem cień. Dotknęłam jej. Tak! Przedmiot powędrował wypełniając lukę. Następna była podłużna fala.
- Co to może być? - podrapałam się po brodzie. Wodziłam wzrokiem po przedmiotach. Kabel? Niee, na końcu była wtyczka. Nitka? Za cienka. Skórzany pas? Zdecydowanie za prosty. Przynęta, pędrak, tak! Kolejny przedmiot odnaleziony. Jeszcze tylko 4. Ile mam czasu? 3:30.
-Dobra, to może się udać. - motywowałam siebie. Trzecia rzecz: Lalka. Pff.. Przecież przed chwilą ją widziałam. Szybko ją odnalazłam. Zostały mi 3 punkty do odnalezienia: Płachta przypominająca dywan, pudełko, pognieciony papier.
- Do roboty- wykrzyknęłam entuzjastycznie, ale nie za głośno, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Wyblakłą płachtę, która okazała się być prześcieradłem, odnalazłam w mgnieniu oka. Pognieciony papier.. W rogu pomieszczenia stał kosz na śmieci. W środku niego leżało mnóstwo kulek z papieru kliknęłam na ten, który najbardziej przypominał cień. -15 sekund wyświetlił się napis. Kurczę, mam tylko 2:00. Poszukiwania papierku zajęły mi jeszcze 45  sekund. Rozpoznałam go po tym, że leżał  na stoliku, obok kropli do nosa, była to wymamlana chusteczka. Zostało mi ostatnie: Pudełko.
- Bojku- zadrżał mi głos. Została mi minuta i 15 setnych minuty. Kliknęłam na kwadratowe pudełko w kropki. -15 sekund- po raz trzeci wyświetlił mi się napis.
- Idiotko! Ono jest prostokątne. Szukałam go i nic. Nagle ekran zrobił się całkowicie czarny. Biały napis wyłaniał się  znikąd. "Oto kolejna runda" . Napis zniknął, zastąpił go nowy: " Teraz, za pomocą latarki, musisz odnaleźć ostatni przedmiot"
- Mam minutę - szepnęłam nerwowo. Kiedy w końcu natknęłam się na prostokątny pojemniczek, gra się zatrzymała i znowu wyświetlił się napis: "Teraz nadeszła ostatnia runda. Masz 45 sekund na znalezienie, po omacku, przedmiotu. " . Odtworzyłam sobie w głowie pokój. Pudełka były przecież wszędzie. Kliknęłam na dół. - 15  sekund. Kliknęłam na górę. -15 sekund.
- Zaraz.. Dlaczego  pudełko? Gdzie ja to przeczytałam.- Przypominało mi się, że z lewej strony stała komoda. Miała prostokątne szuflady. -5 sekund. Nie trafiłam, ale to na pewno to. Kliknęłam ponownie. -5 sekund. Ostatnia szansa. Stuknęłam w ekran. Wyświetliły mi się fajerwerki, a na nich napis " Gratulacje".  Ktoś mnie szturchnął i powiedział:
- Wow, dzisiaj tylko tobie, narazie, się udało przejść grę do końca.Twoi poprzednicy, oboje polegli na 2 rundzie. - nagle usłyszeliśmy pisk.
- Zmiana stanowisk.- powiedział donośnie przewodniczący. Najwyraźniej wszyscy czekali aż dokończę ćwiczenie.
- Ej- walnął mnie łokciem mężczyzna - spójrz na tabelę wyników, jest na głównej ścianie.


______________________________________________
Dziś rozdział dłuższy, niż zwykle. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. :) Obserwujcie, oceniajcie w komentarzach.
Jeśli będą 3 komentarze, dodam kolejny, niebawem. 8)

piątek, 22 maja 2015

Rozdział 14

Promienie  przenikały żaluzje, przez co moje oczy parzyło słońce. Obudził się kolejny dzień. Byłby piękny, gdyby nie fakt, że znajdowałam się w tym burdelu. Dzisiaj pierwszy trening. Ale cóż miałam tam ćwiczyć? Owszem, zawsze interesowałam się sztukami walki i tym podobnymi, jednak nigdy nie miałam warunków do rozwijania umiejętności.
Na początku, aby się nie przesilić, usiadłam. Niestety momentalnie zakręciło mi się w głowie.Podciągałam kolana tak, że przylegały do klatki piersiowej. Oparłam o nie brodę, a następnie czoło, chowając przy tym całą twarz pomiędzy nogami. Zerknęłam na zegar. 6:34.
- Mam jeszcze półtorej godziny.- pomyślałam. W końcu zdecydowałam się na przyjęcie pozycji stojącej. Wyciągnęłam ręce jak najwyżej, a później, jak najniżej. Powtórzyłam to wielokrotnie. Zrobiłam krok w stronę szafy. Podniosłam rękę. Poczułam nie przyjemny zapach.
- No, Ann, czas się umyć.- Powiedziałam do siebie. Cofnęłam się w stronę łazienki. Zdjęłam wszystko,co miałam na sobie. Otworzyłam kabinę,ponieważ zdecydowałam się na prysznic. Kąpiel zajęłaby mi zbyt dużo czasu. Na ścianie wisiała kartka. Było na niej napisane, że wszystkie kosmetyki do pielęgnacji ciała, znajdują się przy toaletce. Wyszłam nago z pomieszczenia. Rozejrzałam się po pokoju. Faktycznie, po mojej lewej stronie stała toaletka. Była, prawie, tuż za drzwiami, więc nie dziwię się, że wcześniej jej nie zauważyłam. Podeszłam do niej i wysunęłam szufladkę. Moim oczom ukazały się: szampony, peelingi i tak dalej. Nagle ktoś wszedł do pokoju. Na szczęście stanął w progu i zapytał:
- Jest tu kto?- miałam szczerą nadzieję, że to Jasiek, ale nie, on miał inny głos.
- Halo?- Najwyraźniej nie znał mojego imienia.
- Tak, ale nie mogę teraz rozmawiać.
- Och jesteś tam- spojrzał w bok, zdążyłam przykucnąć za komodę, która stała tuż przy toaletce.- już idę.
- Nie!- wykrzyknęłam histerycznie
- Coś się stało?- zapytał
- Idź, proszę.- Oczywiście nie posłuchał. Szedł do mnie. Wstałam, myśląc, że zdążę dojść do drzwi łazienki. Zderzyliśmy się.
  Zobaczyłam jego twarz- był to chłopak z parady trybutów.
Na skutek zderzenia chłopak upadł, a ja tuż na niego. Nagle ktoś otworzył drzwi.
- Oby nie Jasiek, oby nie Jasiek,oby nie Jasiek.- powtarzałam sobie w myślach.
Sylwia otworzyła drzwi. Pędem przetoczyłam się do łóżka naciągnęłam na siebie kołdrę. Wtem weszła do środka. Dziwny widziała obraz; ja opatulona kołdrą,obok nieznajomy.
Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo.
- Chciałam ci przypomnieć, że za 45 minut trening.
- To nie jest tak jak myślisz.
- Tylko winni się tłumaczą.- totalne załamanie. Już sobie wyobrażam, jak cały Kapitol o tym gada. Sylwia wyszła, a za nim popędził chłopak, którego imienia nie znam.
Po paru sekundach leciał już na mnie ciepły strumień wody. Zakręciłam kurek. Wtarłam w siebie  peeling. Odetchnęłam. Przypomniało mi się, że się spieszę na ćwiczenia. Granulki spłynęły po mnie i zniknęły w ściekach.  Nerwowo tarłam skórę ręcznikiem. Spojrzałam na zegar; kurde, była już 7:45. Powinnam już wychodzić, schody są strasznie kręte, a korytarze długie. Szybko włożyłam bieliznę. Następnie spodnie, później   zarzuciłam koszulkę nie dbając o to , czy pasuje do dolnej garderoby.  W dłoń wzięłam wodę.
- 7.52.- powiedziałam do siebie załamana. - W życiu nie zdążę tam dojść. Otworzyłam okno,ponieważ było strasznie duszno.  Popchnęłam drzwi i wybiegłam na korytarz. Minęłam pokój Jasia.
-Zajść po niego? - pomyślałam - Niee, na pewno już jest na miejscu. - Poszłam dalej. Minęłam powoli pierwszy,drugi,trzeci stopień schodów, nagle osunęła mi się noga. Zleciałam piętro niżej. Cudownie. Uznałam, że to jedyny sposób  aby dotrzeć na miejsce na czas. Usiadłam na ramę, która znajdowała się obok, po czym ześlizgnęłam się kawałek, niestety nie było tak kolorowo. Tyłek przesunął się w lewą stronę i spadł na schody. Pobiegłam szybko na dół, nie wymyślając ułatwień.
***
Na sali treningowej było tłoczno.  Tyle ludzi, którzy mnie zabiją. Z moim szczęściem będę pierwszą i ostatnią osobą, bo nagle jakimś trafem odwołają igrzyska i wszyscy rozejdą się do domów. Ocknęłam się z osłupienia, kiedy przeleciała mi przed nosem strzała. Skąd się wzięła?




_______________________________________________
Wiem, że późno dodałam post i wiem, że słaby, ale przygotowywałam się do dzisiejszego festiwalu w Białymstoku. Jeśli będą przynajmniej 3 komntarze, to dodam kolejny rozdział (:

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 13

"Moje powieki były ciężkie...coraz cięższe.."
Jednakże nie zamknęłam ich. Dlaczego? Dlatego, że usłyszałam pukanie.
-Kurwa, kto dobija się do mnie o takiej porze?!- powiedziałam twardo do siebie. Wstałam. Nadal byłam w samej bieliźnie. Już miałam sięgnąć po ciuchy..
-Niee..- pomyślałam. Podeszłam do drzwi. Nie było tam ani dziurki do patrzenia, ani dziurki od klucza. Przekręciłam więc klucz. Nikt nie pociągnął klamki. Lekko uchyliłam drzwi.
- Ygh. - westchnęłam. No cóż. W końcu zobaczę kto mnie odwiedził. Przede mną stał Jasiek.
- Co ty tu..- zaczęłam swoje wąty. Ale idiota mi przerwał.
- Przyszedłem zapytać o której się jutro widzimy. - byłam zaskoczona.
- Po to mi zawracałeś dupę o 3:00 w nocy?!- wybuchłam
- Ja tylko..- zaczął
- Nie wiem. Idź sobie, bo spanie to jedyna rzecz, która sprawia mi przyjemność.- chłopak  uśmiechnął się szeroko i odszedł.
*Perspektywa Jasia*
To zabawne. Ta dziewczyna zupełnie nie ignoruje, przez co jeszcze bardziej mi się podoba. Czas iść coś zjeść. Postanowiłem zjeść w pokoju. Udałem się piętro niżej. Drzwi do pokoju ( o dziwo) się nie zacinały. Bez problemowo wszedłem do środka. Sięgnąłem po słuchawkę o bardzo dziwnym kształcie. Kliknąłem zielony guzik. Oznaczał on hotelową restaurację.
- Dzień dobry. Mógłbym prosić o kebaba?
- Witam. Oczywiście. Jakie mięso?
- Wołowe. Poproszę jednak dwa.
-Będą za pół godziny.
- Dziękuję.
 -Nie ma za co.- odpowiedział  słodki głosik.  Postanowiłem uciąć sobie drzemkę.
*Perspektywa Annatbeth*
Mocno stąpając usiadłam na łóżko. Nagle z kąta dobiegły mnie dziwne dźwięki. Jakby drapanie. Stała tam komoda, której wcześniej nie zauważyłam. Ponownie usłyszałam drapanie. Po około 3 sekundach w pokoju hotelowym rozległ się głośny pisk. Jakby dziecko. Był tu ktoś, prócz mnie, tak jak wtedy, w domu.
- Teraz, to już na pewno nie zasnę. - pomyślałam. Pod łóżkiem leżała moja torba. Odpięłam zamek. Sięgnęłam po książkę. Zostało tylko 126 stron. Pogrążyłam się w lekturze. Nienawidziłam czytać na głos. Każde słowo przetwarzałam w myślach:
"....Kiedy dziewczynka usiłowała wejść wyżej, obsunęła  jej się noga. Spadła z impetem na trawę. To pech? A może klątwa rzemyka?
 -Tak, zdecydowanie to pierwsze- pomyślała Leasly. Podniosła się i ruszyła przed siebie. Kilka metrów dalej stał  spalony dom. Dziewczynka już miała otwierać spróchniałe, odpadające drzwi ( o ile można 'to' tak nazwać).. W tamtym momencie usłyszała drapanie. Jak to możliwe? Od lat nikt tam nie był.. Po chwili drapanie ucichło, lecz jej uszy wypełnił dźwięk rozpaczy. Wtedy dziewczyna nie mogła powstrzymać własnej ciekawości. Wywarzyła drzwi. Dziecko które krzyczało, zostało powieszone. Obok niego stała matka.
- Tak bardzo nie chciałam.. Nie chciałam Leasly, na prawdę.. - załkała kobieta. - Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- Nikt się nie dowie..- oznajmiła Leasly.
- Niestety. Ty to widziałaś i możesz zdradzić moją tajemnicę. Ja na to nie mogę pozwolić.- po tych słowach zrobiła krok w stronę Leasly. Później następny, aż w końcu rzuciła się na dziewczynkę. W dłoni miała nóż. Siłowały się dobre 15 minut. Leasly wytrąciła kobiecie nóż z ręki. W panice dźgnęła ją prosto w środek gardła."  Zamknęłam książkę. Przestraszona przykryłam się kołdrą pod oczy.
*Perspektywa Jasia*
 Obudził mnie dzwonek do drzwi.
-Kelnerka- pomyślałem- trzeba otworzyć. - Wstałem ospale i odebrałem kebaby.
- Pójdę do niej jeszcze raz. - Powiedziałem motywująco, po czym poszedłem spełnić myśl.
* Perspektywa Annabeth*
Zapomniałam, że to, iż ukryję się pod kołdrą, nie załatwi problemów. Usłyszałam pukanie. Tym razem nie za szafką.
- Otwarte. - powiedziałam. Zobaczyłam, że to Janek.
- Cześć. Pomyślałem, że jesteś głodna.- Tak właściwie nie byłam głodna, ale chciałam, żeby ktoś został ze mną, bo cholernie bałam się tych wszystkich dźwięków.
- Tak..właśnie miałam coś zamawiać.
- To świetnie. Mam kebaby!- wykrzyknął, przez co zawibrowało mi w głowie .
- Z mięsem?
- Tak - powiedział, po czym zrobił pedo face.
- Przykro mi. Nie jadam. Nie praw mi wykładów, które często słyszę: ' Przyjdzie co do czego, to żeby nie umrzeć z głodu, zjesz. '. Nie mam zamiaru, nawet na igrzyskach, zabijać zwierząt. - rozgadałam się.
- Spokojnie, wybierzesz je i zjesz-  uśmiechnął się
- W porządku.- nie wiem po co robiłam awanturę. Zaprosiłam chłopaka do środka. Usiedliśmy na łóżku. Jakoś udało mi się jeść kebaba.
- Jak minął dzień?- zapytałam.
- Tak właściwie ,całkiem spoko, tylko szkoda, że nie mamy za grosz prywatności. - odpowiedział z zapchaną buzią. Musiał chwilę poczekać na odpowiedź,bo akurat żułam bułkę.
- Nie mamy..ale nie robię rzeczy które wymagają specjalnej izolacji.
- No wiesz..ale gdybyś zaczęła..- uśmiechnął się znacząco, po czym się przysunął i dotknął mojej ręki.
- Co ty robisz?- zamiast odpowiedzieć pocałował mnie w usta. Odepchnęłam go momentalnie.
- Bez przesady.- znowu próbował się do mnie przystawiać.
- Wyjdź. - powiedziałam. On zamiast wyjść, zapytał:
- Będziesz kończyła?- wskazał kebaba.
- Nie.-odpowiedziałam. Jasiek  wyszedł z dwoma kebabami w dłoniach. Zamknęłam drzwi ukłon na kluczyk. Padłam zmęczona na łóżko, po chwili zasnęłam.




_____________________________________________________




Cześć . Przepraszam, że długo nie dodawałam rozdziału. ;c Pod każdym postem ma być minimum jeden komentarz, wtedy dodaję kolejny 😊


Pozdrawiam i zapraszam do oceniania w komentarzach 😉

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 12

Poczułam zmęczenie. Opadłam na ziemię. Miałam ochotę położyć się i spać. Moja sukienka w sztucznym świetle wyglądała jak  złociste zboże. Tak miało być. 
- Chodź, za chwilę wchodzi dziesiątka. - było słychać pod denerwowanie w  jego głosie. Podniosłam się, choć nie miałam na to ochoty. Podeszłam do toaletki. Spojrzałam w lustro, poprawiłam sukienkę, fryzurę. Zaczęłam szukać rydwanu jedenastki. Trudno było się pomylić. Ogromna, złota liczba "11",  po  prawej stronie. Pszenica, żyto i tym podobne zdobiły przód, tył i lewy bok. Jaś wskoczył do środka. Usiadł, po czym zorientował się, że musi mi pomóc, ponieważ nie potrafię wejść. Podał mi rękę i pociągnął za sobą.
- Dzięki.- powiedziałam
- Do usług.
- Wiesz, że to, iż teraz gadamy, nie oznacza, że nie zabiję cię w igrzyskach? - zadałam retoryczne pytanie- Nikomu nie można ufać.
- Rozumiem. - Na jego twarzy nie było żadnych uczuć, prócz pod denerwowania.
- Przygotujcie się za trzydzieści sekund wjeżdżacie!- powiedziała Effie, zaciskając kciuki- Uśmiechnij się, choć trochę.- spoglądnęła na mnie.
- Ok..- nie wiedziałam, że moja odpowiedź tal głupio zabrzmi. Nie zauważyłam, że konie już galopowały wśród widowni. Publiczność ( czyli banda dziwnie  ubranych przygłupów) wiwatowała. Uważam,że nie było w nas NIC specjalnego. Najśmieszniejsze było to, że wjechałam ze spuszczoną głową.
- Złap mnie za rękę. - szepnął Jasiek
- Nie. Nie mam zamiaru ściągać od sławnych, z resztą nieżywych, trybutów.
-Już dobrze,  nie bulwersuj się tak. - Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się sztucznie,bo inaczej się nie dało. Miałam się cieszyć, że jestem w gronie osób które niedługo zabiję, bądź one mnie ? Miałam się cieszyć, że patrzą na mnie osoby, które czekają na moją śmierć? Nie, dziękuję. Patrzyłam z nienawiścią w jedno miejsce. Na Prezydent Snow. Jasiek machał do wszystkich, uśmiechał się.
Oczami Jasia:
Nie wiedziałem l co jej chodzi. Była wkurzona. Patrzyła na Snow, jakby ta jej coś zrobiła. Była inna niż większość dziewcząt, które znałem. Każda gadała, jak bardzo jest wyjątkowa. Zdania typu: Jestem dziewczyną i wolę spodnie, niż spódniczki. Żałosne, teraz wyjątkiem są osoby płci żeńskiej, które  ubierają się kobieco.
Rydwan się zatrzymał. Lekko pochyliłem się do przodu, po czym uderzyłem plecami o oparcie. 
Oczami Annabeth:
Stanęliśmy. Wygładziłam rękoma sukienkę.
- Prezentacja strojów trybutów wypadła znakomicie! Cieszę się, obecnością wszystkich. Tych na widowni i tych w rydwanach. Zatem, do zobaczenia jutro, na pierwszym treningu. - po przemowie Snow zapanował harmider. Wszyscy klaskali, jakby to , co powiedziała było czymś niesamowitym. Po około 2 minutach, byliśmy z powrotem w garderobie. Kątem oka zauważyłam, że na wieszaku wiszą pomarańczowe spodnie. Nie znosiłam tego koloru. Najgorszy, ohydny odcień. Mimo to, postanowiłam przebrać się z sukienki, na coś wygodniejszego. Przydałaby się jeszcze koszulka. Było ich bez liku. Sięgnęłam po czarny, luźny top. Naciągnęłam spodnie pod sukienkę, a następnie odwróciłam się tyłem do ludzi, w celu zarzucania koszulki. Musiałam dogonić Effie. Kiedy byłam już blisko kobieta się  odwróciła. Zderzyłyśmy się.
- Ouu..- powiedziała wykrzywiając twarz. No nic.. Zostaje mi tylko czekać, aż znajdziemy się w hotelu.- Chodźcie, szybciej. - rzekła do nas, choć szła z tyłu.  Po chwili pędziliśmy czarnym, luksusowym samochodem, innym niż wcześniej. Siedziałam, chyba, na siedzeniu, którego nikt nie używał. Mimo to, sprężyny wbijały mi się w tyłek. Kurz unosił  się w powietrzu.  W końcu! Hotel. Przemyję ranę. Effie użalała się nad lekkim guzem,a ja nad zadrapaniem i   krwią. Wyszłam sama. Wszyscy mieli coś do załatwienia, a Jasiek chciał zostać na powietrzu ( pod opieką strażnika). Popchnęła przeźroczyste drzwi. Odwróciłam się, aby je zamknąć. Po chwili jacyś ludzie przykładali masę różnych rzeczy, do mojego czoła.
-Skąd oni się tu wzięli.. Przecież przed sekundą byłam sama. - pomyślałam. Kiedy zakończyli swoje zmagania, pobiegłam do swojego pokoju. Nie rozglądałam się po drodze. Nie miałam ochoty patrzeć na tych wszystkich ludzi. Zatrzasnęłam  drzwi. Rzuciłam butami na koniec pokoju, sukienka wylądowała na łóżku stałam w samej bieliźnie. Poszłam do łazienki. Odkręciłam kurek. Starłam makijaż. Nie miałam ochoty trzeć skóry. Stałam rozmazana przed lustrem.  Okropnie wyglądałam. Cóż, nie jestem księżniczką. Wyszłam z łazienki i klapnęłam się na łóżko. Moje powieki były ciężkie..coraz cięższe.
.....

środa, 25 marca 2015

Rozdział 11

Musiałam wyglądać jak idiotka. Czułam, że się czerwienię. To nie było do mnie podobne. Jasiek ponownie przejechał po mnie wzrokiem.
- Ale się odstawiłeś. -  zachrypiałam, po czym odchrząknęłam aby wyrównać barwę  głosu.
-Wyglądasz lepiej niż na dożynkach. - powiedział zgryźliwie.
- Doprawdy?- prowadziłam dalej gierkę.
- Wiesz, kiedy cię poznałem...to...no..twój wygląd nie był zachwycający. - to było już poprostu chamskie.  Obróciłam się na pięcie i odeszłam nieco dalej. Przez całą drogę..tuż po tym jak weszliśmy do auta..unikałam jego wzroku.
- Jesteśmy na miejscu. Effie czeka na was za zakrętem, przy dużym pomniku Prezydent Snow. - rzekł poważnym tonem szofer. Pociągnęłam za klamkę. Drzwi się zacięły...tylko tego brakowało! Popchnęłam lekko. Mocniej.. Kopnęłam w drzwi. Zamek się zluzował.
- No.. Charakter ci się nie zmienił. - na te słowa wywróciłam oczami i ruszyłam szybkim, nierównym krokiem.  Nie nachodziłam się,bo Effie czekała tuż za rogiem.
- Witaj kochana!- powiedziała takim tonem, jak zawsze.
- Cześć. - powiedziałam smętnie.
- Smutno ci?- zapytała troskliwie.
-Nie, poprostu rzadko stać mnie na optymizm.- Nie odpowiedziała. Poklepała mnie po ramieniu i rozglądała się, najprawdopodobniej oczekując,że za chwilę zjawi się pan Dąbrowski.
- Gdzie on jest?!- wykrzyknęła histerycznie.- Jeśli się spóźnimy to.... Przecież musimy jeszcze poprawić makijaż, fryzurę... Ach..- wzdechnęła. Po jej słowach (pełnych emocji) przyszedł  Jasiek.
- Hej Effie!- przywitał się, po czym mrugnął okiem. Nie wiem co to miało znaczyć.
- No, szybko, szybko! Biegnijmy do garderoby!- Effie ponownie się spięła. Ruszyła przed siebie, małymi kroczkami. Myślę, że nawet gdyby chciała, to nie może stawiać większych kroków,bo nie pozwoliłyby jej na to 15- centymetrowe szpilki. Po niecałej minucie, byliśmy w zatłoczonym, dużym pomieszczeniu. Tu chyba wszystko jest wielkie. Rozejrzałam się.
Tyle ludzi...Dzieci..nastolatki..
Walczyć z nimi- pomyślałam- zabić dziecko.- łza spłynęła mi po policzku. Żałuję, współczuję, chociaż się czuję niezręcznie. Nagle coś przeleciało mi przed oczami. Ręka Thortona. Styliści  na mnie czekali. Effie gdzieś zniknęła.  Ledwo odwróciłam głowę, a już pędzelki, waciki i tym podobne, dotykały mojej twarzy.
- Płakałaś?- szepnęła mi do ucha Smavia.
- Nie.- machnęłam znacząco ręką.
- Witam wszystkich, na wielkiej paradzie trybutów! - ogłuszył mnie piskliwy głos.
-Suka.- mruknęłam pod nosem.
-Poprosimy o pierwszy rydwan!- wykrzyknęła Snow. Dystrykt 1. Zawodowcy. Zabili tyle osób. Przyznam, wiele razy miałam ochotę kogoś pobić, zabić, raz nawet kolega trafił do szpitala. Był bogaty, więc z chęcią do przyjęli. Wyrwałam się z zamyślenia. Nie zwracałam uwagi na dziwne ubiory.. Wszystkie były podobne.
- Dystrykt 4!- darła się Snow. Rydwan czwórki, chyba był wypełniony wodą,bo wylewały się z niego strumienie czegoś....czegoś.
- Hej. Który dystrykt?- zapytał łagodny, męski głos.
- Jedenastka.- rzekłam bez zastanowienia.  Był wysoki, bardzo wysoki. Miał gęste, czarne włosy.
- Gdzie twój chłoptaś?- zapytał szyderczo.
- To nie mój chłopak. - rzuciłam z poirytowaniem.
- Czyli jesteś wolna?- powiedział zalotnie
- Jeżeli  wolnością  nazywasz to, że siedzę całymi dniami w hotelu, muszę poddawać  się dziwnym zabiegom upiększającym i innym torturom kapitolańczyków...to..tak.
-Chodziło mi raczej o sprawy miłosne.
- Ehmm.
- Czyli tak?
- Tak, ale nie przyjechałam tu szukać miłosnych przygód,tylko przetrwać tę idiotyczną grę.- Chłopak rozchylił lekko usta. Przegryzłam wewnętrzną stronę policzka.
- No cóż, muszę już iść. - poszedł do mnie i musnął mój policzek. To nie było na miejscu, ale był miły i  nie powiem, że nie jest przystojny. Nigdy nie patrzyłam w ten sposób na chłopców. Kapitol mnie zmienia coraz bardziej...




____________________________________________________


Dziękuję wam! Jest bardzo dużo wyświetleń i stałych czytelników. :)
Widzisz rozdział? Oceń 1-10. Napisz własną opinię, ale daj jakkolwiek znak. (:


środa, 11 marca 2015

Rozdział 10

Zamyśliłam się. Kobieta gapiła się na mnie z poirytowaniem.
- Przepraszam .- wycedziłam przez zęby.
- Nie szkodzi.- syknęła. Wiedziałam, że nie będzie to owocna znajomość, ale nie przyjechałam tu aby zdobyć przyjaciół. Jestem tu,aby przeżyć, wrócić do jedenastki i zobaczyć co z siostrą.
Kurwa, dlaczego akurat w tamtym momencie musiałam zniknąć z jej życia.-z przejęcia zagryzłam wargę.
-Jestem Sylwia. - usłyszałam jak przez mgłę.- Jestem Sylwia.- ponownie usłyszałam głos.
 -Znów coś sobie,uroiłam. - mruknęłam do siebie. Owa Sylwia szarpnęła mnie silnie za ramię.
- JESTEM SYLWIA!-wykrzyknęła mi w twarz.  Z jej ust wydobył się nieprzyjemny odór. Cebula, wołowina, wędzona śliwka, to nie było to dobre połączenie.
-Mam dla ciebie radę.- powiedziałam spokojnie, lecz stanowczo.
- No proszę, pokraka się odezwała.-powiedziała zgryźliwie kobieta. Nie odpowiedziałam. Minęło około 45 sekund.- Jak brzmi twoja rada?- powiedziała tryumfalnie, podnosząc do góry jedną brew.
- Umyj zęby.- wymówiłam to z ogromnym wyrzutem. Sylwia prychnęła. Ruszyła kilkanaście kroków w przód. Wyjęła klucz. Dopiero wtedy zauważyłam, że miała wokół pasa przewiązaną torbeczkę-sakiewkę. Przekręciła dwa razy i z impetem popchnęła drzwi. Podążyłam za nią pewnym krokiem.  Weszłam do pomieszczenia w którym gwałtownie wzrosła temperatura.
Szatynka przymrużyła oczy, coś poprawiła i powiedziała:
- Włóż to. Muszę zobaczyć i zrobić ewentualne...- przerwało jej pipczenie. Słuchawka, którą miała w uchu, migotała czerwonym kolorem.
- Słucham?- zapytała
- Jan jest gotowy.- rozległ się piskliwy głos.
- Pogięło cię! Czego się tak drzesz?- wykrzyknęła nie spodziewanie.- Nie ważne. Jak wygląda?
- W porządku.
- Jasiek jest przystojny, więc mam nadzieję, że ona nie zawali sprawy.- kiedy usłyszałam, że mówi o Jaśku z takim wyrazem twarzy, coś we mnie drgnęło, aczkolwiek zachowałam spokój. Chyba się rozłączyła, bo ponownie odwróciła się ode mnie i oglądała coś z tyłu. Przesunęła się w bok.
- Oto ona.- Moim oczom ukazała się krótka pomarańczowa sukienka.
- Nie nałożę tego.
- Bo co?
- Bo nie jestem dziwką.
- Weźmiesz to do pokoju, grzecznie się przebierzesz i będziesz o 18:00 na dolnym piętrze, przy głównym wyjściu.- odeszłam zrezygnowana. Przed drzwiami stał strażnik.
- Odprowadzę cię do pokoju.- rzucił w moją stronę. Po 5 minutach bezproblemowo znalazłam się w pokoju.
- Pokój jest w pełni wyposażony. Nie posiada kuchni. Musi tu być maszyna do szycia..- Obejrzałam się wokół. Po mojej prawej stronie stała biała komoda. Przejrzałam wszystkie szuflady. Oczywiście. Mogłam się domyślić. W ostatniej szufladzie leżała płaska maszyna do szycia. Prześcieradła miałam w szafie. One, jako jedyne, były we wszystkich kolorach. Sięgnęłam po czarne i czerwone. Zanim zaczęłam działać, zadzwoniłam z niby-telefonu i poprosiłam o 3 duże kubki czarnej kawy bez mleka i bez cukru. Po około 30 sekundach miałam je w pokoju. Wzięłam z łazienki miskę, sporych rozmiarów. Wlałam tam zawartość kubków. Wrzuciłam tam 'piękną' miniówę. Ugniotłam lekko i zostawiłam. Obmyłam ręce ciepłą wodą. Chwyciłam za prześcieradło. Odpowiednio wymierzyłam, ile materiału musze obciąć. Przeszyłam cienkim, gęstym szwem. Przede mną leżała spódnica. Wcisnęłam ją na siebie. Była obcisła w pasie, ale dalej się rozszerzała. Wróciłam do łazienki. Wrzuciłam miniówkę do pralko- suszarki i ustawiłam na samo suszenie.  Nie minęły 2 minutki i już byłam ubrana w czarną sukienkę, na którą nachodziła spódnica. Wyglądałam jak w sukni. Sięgnęłam po czerwone prześcieradło. Obcięłam je delikatnie,tak, abym mogła przymocować je do rąk i zrobić ' pelerynę. W końcu. Finito.podeszłam bliżej ogromnego lustra...Wyglądałam...jak..jak.. Poprostu lepiej niż zwykle.  Jeju! Jak późno! 17:57. Starałam się zbiec na dół jam najszybciej, ale buty mi nie pozwalały. 10 centymetrowe szpilki utrudniały. Mi chodzenie. Popchnęłam ramieniem drzwi. Znalazłam się na powietrzu. Poczułam uścisk w brzuchu. Zrozumiałam, że praktycznie cały dzień nic nie jadłam. Zagryzłam górną wargę. Bardzo krwawiła.
- Niesamowite.- sapnął ktoś obok mnie. To był Jasiek.




___________________________________________________


Wow! To już 10 rozdział. Przepraszam za wszelkie błędy, ale miałam dziś ciężki dzień, a chciałam dodać dalszy ciąg. Dziękuję za wspaniałe komentarze. Im więcej ich będzie, tym będę miała większą wenę do pisania. :')

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 9

-Idź za nimi. Ogarną cię. Musisz jakoś wyglądać. - szepnęła mi do ucha Effie.  Uśmiechnęłam się sztucznie. Zastanawiałam się dlaczego moje nozdrza wypełnia taki ładny różany zapach. Strasznie przypominał mi zapach gumy, którą kiedyś w szkole zostałam poczęstowana. Thorton i Smavia byli bardzo wyperfumowani. Lekko  mnie to rozśmieszyło, ponieważ Thorton nie wyglądał jak typowy mężczyzna z jedenastki. Jego włosy do ramion miały odcień wschodzącego słońca. Prawdziwą twarz zakrywał mocny makijaż- zielone cienie do powiek, niebieska szminka. Jego koszula była pudrowo różowa,a spodnie błyszczące. Smavia była do niego podobna, ale  miała krótkie włosy, wiele razy farbowane. Teraz przypominały biel. Makijaż miała równie mocny jak jej przyjaciel. jej sukienka była obcisła, ale  ciało nie miało kształtów. Zero kobiecości.
Usiadłam na fotel. O mój boże. Nigdy w życiu nie siedziałam na czymś tak bardzo wygodnym!
- Teraz, zrelaksuj się, a my zrobimy resztę.- uśmiechnął się serdeczni Thorton. Oparłam plecy o mięciutkie oparcie i starałam się zrelaksować. Słabo mi to szło, bo po około 2 minusach rozglądałam się i patrzyłam co ze mną robią. Smavia jeździła czymś ostrym pi moich nogach, zaś Thorton macał moją twarz i patrzył po jakiej stronie jest więcej brudu. Nigdy nie miałam mocnego make-upu, czasami nakładałam szminkę którą kiedyś znalazłam pod szafą. W końcu się wyluzowałam.
2 godziny później.
Otworzyłam oczy. Obracałam nerwowo głowę. Nikogo przy mnie nie było. Zasnęłam! Mam nadzieję, że chociaż nie chrapałam.  Niepewnie stanęłam na nogi. Niesamowicie mi zdrętwiały. Zachwiałam się. Nie tylko nie to! Udało mi się zachować równowagę.
- TADAM!- wykrzyknął ktoś  za moimi plecami. Jęknęłam z  przerażenia. Odwróciłam się. Jakaś nieznana mi postać stała dumnie, opierając się o lustro. Zobaczyłam swoje odbicie. Stałam w samej bieliźnie. Moje ciało pokrywała świecąca maź. Jakby wosk. Wzrok przeniosłam na głowę.
- Naprawdę??- zapytałam kobiety.- powiedziałam z wyrzutem. Było mi ciężko  mrugać. Moje rzęsy były obciążone czarnym tuszem. Kilo pudru, mocna, czerwona szminka i czarne cienie do powiek sprawiały, że wyglądałam na wiele starszą.
- Teraz zostało cię ubrać.- spojrzałam na nią znacząco. Obróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Zamyśliłam się i stałam jak wryta przez kilka sekund spoglądałam w ziemię, aż nagle wyrwałam się z transu i pobiegłam za kobietą.
- Padniesz trupem jak zobaczysz swój strój na paradę.- rzuciła
- Padnę trupem za 5 dni, kiedy zaczną się igrzyska. - powiedziałam ironicznie, ale zabrzmiało niesamowicie poważnie. Po tych słowach żadna z nas się nie odezwała.
Półgodziny później.
Krążyłyśmy korytarzami już chyba ze trzydzieści minut. Nie bolały mnie nogi, bo byłam przyzwyczajona do wysiłku, aczkolwiek myślałam, że tutaj są wypasione windy i inne wynalazki o których czytałam w książkach. Lektury o takiej tematyce nie były  dostępne od tak.
Cofnijmy się trochę w czasie.
W jedenastce,w centrum, był taki dom . Spalony, z zawalonym dachem. Niby wiele razy przechodziłam obok niego (kiedy brałam astragale), ale nigdy nie przyjrzałam mu się bliżej.  Pewnego dnia postanowiłam zobaczyć dokładniej, jak wygląda. Pod pozostałościami z dachu leżały rupiecie. Fotele w brązowe kwiaty, zapleśniałe pufy, telewizory i skrzynki. Jeszcze do żadnej nim ie zajrzałam i pewnie juz tego nie zrobię. Wiele razy przychodziłam pod chatę i próbowałam wydostać jakieś meble. No, bez wchodzenia do środka . W pewien słoneczny dzień usiadłam sobie w cieniu, na wilgotnej glebie. Oparłam się o cegły byłą ścianę domu . Nagle tyłek mi się zapadł, jakby pod ziemię. Obsunął mi się. Stanęłam na równe nogi. Spojrzałam w dół.     Tam gdzie wpadł mi tyłek, było okno. Zauważyłam, że są na nim kraty. Pochyliłam się, pi czym padłam na kolana. To okno...ono... Prowadziło do piwnicy. Ja tak bardzo chciałam tam wejść. Cofnęłam się do zawalonego dachu i rozglądałam się za czymś, co pomogłoby mi wywarzyć kraty. W oko wpadł mi metalowy kruczek do pieca. Idealny- pomyślałam. Zahaczyłam o jeden pręt, a później z impetem pociągnęłam. Było dość miejsca aby się przecisnąć. Najpierw włożyłam nogi, a następnie reszta ciała gładko spłynęła na ziemię. Tylko kilka promieni słonecznych przedzierało się pod ziemię. Wokół mnie leżały stosy książek. Tak właściwie nie wiedziałam do kogo należały, ale na pewno nie były moje. Po tym, jak wzięłam pierwszą książkę, codziennie chodziłam czytać. Nazywałam siebie złodziejką książek zakazanych..
____________________________________________________
Cześć. Bardzo przepraszam, że nie dodawałam ostatnio rozdziałów, ale miałam bardzo zawalony tydzień. Postaram się to nadrobić. Tutaj nie napisałam nic o Jasiu, ale w następnym opiszę jego perspektywę. Nie wiem czy spodoba się wam pisanie na 'dwie osoby, ale zobaczymy ale zobaczymy. Zapraszam do komentowania i oceniania :)

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 8


Rozglądnęłam się. Mój wzrok ponownie przykuł obraz. Śmiejące, przymrużone oczy Snow gapiły się centralnie na mnie.
- Przerażające. Jeśli wieszają to w pokoju każdego  trybuta, to współczuję. Nie chciałabym widzieć takiej mordy codziennie. - pomyślałam. Następnie wstałam z łóżka. Byłam tak owinięta kołdrą, że pociągnęłam ją ze sobą do góry, a ta spadła na ziemię. Spostrzegłam, że jestem naga. Miałam nadzieję, że znajdę gdzieś obok swoje wczorajsze ciuchy, ale nigdzie ich nie widziałam: Ani na białym fotelu, ani na dywanie o tym samym kolorze. Po chwili ujrzałam ogromną śnieżnobiałą szafę. Pociągnęłam za gałkę, nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam. Po wielkości szafy osądziłam, że zastanę tam masę ubrań, tymczasem na bladym wieszaku wisiała sukienka (domyślacie się jaki miała kolor). Z szufladki, która była pod drzwiami do szafy, wyciągnęłam świeżą bieliznę. Na szczęście nie była wymyślna (jak sukienka), zwykłe bokserki i topik. W pomieszczeniu nie było lustra, więc ni jak mogłam skontrolować jak wyglądam. Przeczesałam pozbijane włosy ręką. Ponownie rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu torby. Bez skutku, znalazłam tylko kilka kapitolińskich rzeczy. Westchnęłam. Podeszłam bliżej drzwi i lekko je popchnęłam. Na zewnątrz, w sensie w hotelu, było głośno, chociaż nikogo nie widziałam. Szłam w stronę odgłosów. Zbiegłam po przeźroczystych schodach,skręciłam w prawo. Wydawało mi się, że jestem w salonie. Nagle ktoś mnie szarpnął za ramię.
- Cholera! Ale późno wstałaś! Masz co najmniej trzy godziny nadrabiania. Jan jest już prawie gotowy. - powiedziała Effie, lekko zdenerwowana. Oblizałam wargi, myślałam nad odpowiedzią..
- Emm.. Przep.. Ktora godzina?!- mało brakowało, a przeprosiłabym kapitolańczyka bez potrzeby.
- Po trzynastej. - faktycznie odrobinę dłużej pospałam niż zwykle, ale to nie był powód do bulwersu. Moje myśli przerwał głęboki wdech kobiety. - Koniec pogaduszek! Czas zabrać się do pracy. Nie mamy tak wspaniałych stylistów jak kiedyś, ale przedstawię ci..- wskazała ręką na ludzi którzy nie mam pojęcia skąd się wzięli.- To Smavia i Thorton.Oni zrobisz tobą porządek. - styliści pomachali entuzjastycznie, aczkolwiek trochę głupkowato.




____________________________________________________
Dziękuję za świetne komentarze. :)
Ten rozdział był trochę nudny, ale jest wprowadzeniem do następnego;)
Zapraszam do komentowania ;D

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 7

-Czas wziąć jakieś psychotropy.- powiedziałam ironicznie. Usłyszałam szmery. Tym razem na dolnym piętrze. Kilka metrów ode mnie leżała książka. Byłam przekonana, że zostawiłam ją w torbie. Wstałam, poszłam krok przed siebie. Obejrzałam się. Nikt za mną nie stał.
- Poczytam- pomyślałam. Kiedy chciałam sięgnąć po lekturę już jej nie było. To wszystko przestało być zabawne. Sytuacja niczym z horroru. ' Oczy szeroko otwartE' słyszałam w głowie. To był jej tytuł. ' Oczy szeroko otwartE' głos nie dawał spokoju.
- Przestań- krzyknęłam do własnego umysłu.
- Jeszcze nie dorosłaś moja droga, ale dobrze ci radzę: Miej ' Oczy szeroko otwartE'
-Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?- zapytałam. Starałam się powiedzieć to z opanowaniem, tymczasem zabrzmiało to jak błaganie dziecka. Rozejrzałam się , aby zobaczyć czy faktycznie wszystko sobie wyobrażałam. Nagle  w drzwiach przekręcił się kluczyk. Uklękłam i po wpływem emocji zwinęłam się w kłębek i zaczęłam wrzeszczeć wniebogłosy. Łzy lały się strugami. Tak bardzo się bałam. Brzmi to idiotycznie, ale w rzeczywistości było  inaczej. Klamka opadła w dół, a w progu stanęła postać. Moje oczy były tak zalane łzami, że nic, zupełnie nic, nie widziałam. Podmuch zimnego wiatru dotyka mojego ciała. W tamtym momencie straciłam przytomność.
Następnego dnia obudziłam się w ogromnym pokoju. Leżałam na pięknie usłanym łóżku. Na początku nie wiedziałam gdzie jestem. Dopóki nie zobaczyłam na ścianie portretu Snow. Tak, dzisiaj pierwszy dzień. Parada trybutów.

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 6

Dowiedziała się. Prezydent Snow dowiedziała się o nielegalnym leczeniu. Mordowanie  ludzi którzy pomagali biednym i chorym było dla  niej czymś przyjemnym.
Uznałam, że nie będę nic dotykała,bo może później będzie łatwiej znaleźć ślady.
Wyszłam z chaty. Po paru minutach byłam w domu.
- Gdzie ona jest?
- Zaprowadziliśmy ją do kapitolińskiego szpitala.
- Skazaliście ją na śmierć.- mruknęłam.- Do cholery, kto to wymyślił?
- Ja. - odpowiedział. Słychać było, że jest pewny siebie.
- Cudownie. Wynoś się stąd.
- Ale..- próbował załagodzić sprawę. Miałam wywalone na to co powie.
- Wyjdź.- przerwałam, po czym wypchnęłam go za drzwi i zatrzasnęłam je z hukiem. Dopiero wtedy spostrzegłam, że w domu nie ma nikogo, prócz mnie. Nie lubiłam tej ciszy która ogarniała wszystkie pomieszczenia. Wtoczyłam się na górę po schodach. Rozglądnęłam się po pokoju. Był taki kolorowy. Ściany już wyschły. Smugi światła  padały na złocistą część. Zegarek wskazywał 19:57. Nie miałam ochoty czytać. To dziwne. Byłam bardzo głodna. Wróciłam do kuchni. Patrzyłam pod nogi, aby nie dopuścić do takiej sytuacji która zdarzyła się przed dożynkami. Otworzyłam jedną z szafek. Sięgnęłam po bułkę która leżała w kącie.  Pomacałam ją.
- Sucha. - świetnie. Wyjęłam z lodówki jogurt. Usiadłam na ziemi opierając się o ścianę. Upiłam łyk truskawkowego napoju i odgryzłam kawałek pieczywa.  Siedziałam tak dobre 10 minut. Usłyszałam kroki. Gdzieś na górze, w moim pokoju. Przecież nikogo tam nie było. Przed chwilą nie wiedziałam tam żywej duszy. Przegryzłam dolną wargę. Wyrzuciłam opakowanie po jogurcie. Ponownie usłyszałam kroki.
-To nie jest śmieszne.. - szepnęłam nerwowo do siebie

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 5

-Co robić?- Mówiłam do siebie.
-Co robić?- powtórzyłam, po czym obeszłam dookoła dziewczynkę. Leżała na plecach,więc nie wiedziałam co działo się z tyłu ciała. Nie w miałam najmniejszego doświadczenia w medycynie. Można by było iść do sąsiadki, albo poprosić któregoś ze strażników. Każdy z nich musiał wiedzieć co robić w takich sprawach. Nie, to b ie był dobry pomysł, na pewno udowodniliby, że to wina kogoś z nas i matce odebrano by dzieci. Prowadziłam monolog wewnętrzny. Po chwili zastanowienia wybiegłam z pomieszczenia. Parę sekund później stałam już u progu drzwi pani Abernathy.
 Jej mąż zginął, biorąc udział w rebelii. Mieszkała sama. Dzieci nie  posiadała.
Zapukałam w drewnianą deskę.
- Chyba nie usłyszała. - pomyślałam.
Zastukałam nieco mocniej. Zdenerwowana zagryzłam paznokieć. Nadal nie odpowiadała.
- Halo! Jest tam ktoś?!- wykrzyknęłam. Nie panowałam nad emocjami. Waliłam pięściami w drzwi.
- Do cholery!Moja siostra umrze! Pomocy!- minęło około pól godziny. Traciłam siły.  Wybiegłam przed dom. W okolicy nie było nikogo. Inni sąsiedzi na niczym konkretnym się nie znali. Uznałam, że pobiegnę do miejscowego zielarza.
Minęłam kilkadziesiąt szarych chat. Wyszłam na piaskową dróżkę. Rzadko tędy chodzono. Uzdrowiciel dostawał się do miasta innym przejściem. Zobaczyłam drzewo- sporych rozmiarów.
- Już blisko. Spokojnie..-pocieszałam siebie. Zobaczyłam druciany płot. Wisiała na nim przechyloną tabliczka z napisem ' Wysokie napięcie' Kiedyś było to wyłączone, ale ostatnio stosują ogromny rygor.
-Cofnę się parę metrów. Do tego wielkiego drzewa. - myślałam na głos.
Chwyciłam za najniższą gałąź. Noga mi się obsunęła. Spróbowałam ponownie. Poszło jak z płatka. Zeskoczyłam nad ogrodzeniem i upadłam z hukiem na łąkę. Biegłam przed siebie. (minęło jakieś  45 minut od mojego wyjścia).
-Tak!- powiedziałam z entuzjazmem. Dom staruszka nie był jak wszystkie. Jego kolor przypominał żółty, bardziej złocisty. Dzięki temu, że w późnym lecie trawa była tego koloru doskonale wpasowywał się w otoczenie. Światło w środku  było zapalone.
- Jest w domu- pomyślałam.  Gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że drzwi są uchylone. Nie zastanawiając się weszłam do środka. Wszystko dookoła było powywracane. Zauważyłam, że moje ręce są praktycznie mokre od krwi. Zbyt mocno przejęłam się sytuacją i nie zauważyłam, ze obgryzam paznokcie, ktorych już prawie nie było.Od bujanego fotela, aż do wycieraczki prowadziły ślady krwi, nie była moja...




__________________________________________________
Jest już 5 rozdział! :D Dzisiaj było bardzo dużo wyświetleń, dlatego postanowiłam coś napisać. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. ;o Dziękuję wam bardzo! Czytajcie i komentujcie. <3

Rozdział 4

Nie mogłam się powstrzymać. Złapałam za niebieską farbę. Zdjęłam pokrywkę i chlusnęłam w jego stronę.
- To oznacza wojnę!- wykrzyknął. Uznałam, że jeśli i tak musimy pomalować ścianę, to stanę na jej tle. Po 45 minutach nie tylko ściany były kolorowe, łóżko, szafa i półki przybrały kolorowe odcienie. Czułam się mega brudna, ale nie sprawiało mi to problemu.
- Już 19:30, nie musisz się zbierać?- zapytałam.
- Masz mnie dość?
- Nie o to chodziło- powiedziałam zakłopotana
- Przecież żartowałem. - powiedział, po czyn uśmiechnął się szeroko. Miał aparat na zębach. Nie wiedziałam co robić, więc sięgnęłam po książkę. Otworzyłam na miejscu gdzie zagięłam róg.
- Oczy szeroko otwarte.- przeczytał na głos.
- Bravo.
-O czym jest?
- O pracownicy CSI, która szuka zabójcy dzieci. Od 9 miesięcy w Moskwie giną ludzie. Głównie młodzież. Rozpoczyna śledztwo w opuszczonym domu. Narazie jestem na momencie w którym główna bohaterka szuka śladów zabójstwa, nagle słyszy kroki.
- Uwielbiam kryminały.- odrzekł
- Ja też.- powiedziałam, wciąż czytając. W tej chwili do pokoju weszła mama.
- Chcecie coś do jedzenia? Wiecie... Jutro już nie będzie tak wesoło.
- Ja nie.
- Ja także. - powiedział i uśmiechnął się lekko. Nie rozumiem, jak on to robi.
Po wyjściu matki siedzieliśmy bez żadnych rozmów. Minęło pół godziny.
- Co lubisz robić?- zapytał
- Czytać
- Mogłem się domyślić.- farba którą miałam na twarzy zatchnęła i miałam wrażenie, że noszę maskę.  Nagle usłyszeliśmy krzyki.
- Słyszałaś to?
- Tak.  O w dusze! To Rosie! - pędem otworzyłam drzwi i zbiegłam na dół żeby zobaczyć co się dzieje. Jasiek ruszył za mną. Kiedy doszliśmy na miejsce, na ziemi leżała dziewczynka.
- Ona....ona próbowała sama co was wejść...ale schody są zbyt strome... Wywróciła się.. Nie wiem..- zaczęła Erica
-  Ona żyje! Sprawdź tętno. - powiedziałam wystraszona.  Erica pochyliła się i przyłożyła rękę aby sprawdzić puls.
- Słaby, ale wyczuwalny.




____________________________________________________
Dzisiaj krótki rozdział,bo muszę się dużo uczyć ;c
Więc komentujcie mordeczki! <3

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 3

- Zaimponował mi. - Mam nadzieję, że jeszcze przed igrzyskami zdołam mu podziękować. Podszedł bliżej sceny. Wszedł po stromych schodkach na scenę. Stanął obok dziwnie ubranej kobiety.
- Oto nasi tegoroczni trybuci. - Uniosła wysoki moją dłoń i wykrzyknęła - Annabeth Prior! - Wzięła dłoń chłopaka i zrobiła to samo.- Jan Dąbrowski! Tak więc, pomyślnych igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja!- mówiła to co roku,więc jej słowa NIE podniosły mnie na duchu. Po swojej przemowie zaprowadziła nas na zaplecze i powiedziała:
- Pierwszy punkt po wylosowaniu,to zapoznanie się. Ja jestem Effie.- powiedziała niesamowici sztucznie.
- Jasiok.- Oboje spojrzeli na mnie oczekując odpowiedzi. Nie miałam zamiaru nic mówić.
- No dobrze. Za chwilę przyjdzie di was Daymon i powie wam ci dalej. - po wyjściu Effie, Jaś zaczął rozmowę:
- Chyba nie wybierzemy się na kebaba.
- Najwyraźniej- kolejny raz byłam zgryźliwa, ale trudno było to kontrolować. Po paru sekundach pojawił się ubrany na biało mężczyzna.
- Chodźcie ze mną. Teraz pojedziecie do domów. Spakujecie się i pożegnacie z rodzinami. O świcie po was przyjadą inni strażnicy. - Powiedział i ruszył szybkim krokiem w kierunku luksusowego auta. Wsiedliśmy do środka. Żadne z nas nie odezwało się przez całą drogę. Wyszłam jako pierwsza. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Erica. Rzuciła mi się w ramiona i powiedziała:
- Tak mi przykro. - Brzmiało to bardzo wiarygodnie. Miała łzy w oczach. Gdy weszłam, cała rodzina mnie obściskiwała, całowała i mówiła jak im przykro. Dziwne, że dopiero teraz się mną zainteresowali. Na uboczu stała najmłodsza- Rosie. Podeszłam bliżej i powiedziałam:
- Kochanie, tak bardzo się boję, że cię stracę.
- Kto mi będzie czytał książki? - spytała. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się. Przytuliłam ją mocno i odeszłam do swojego pokoju. Wzięłam leżącą na ziemi torbę i spakowałam do niej to, co zwykle; chusteczki i książkę oraz ołówek z inicjałami: J.M. Podobno należał do mojej mamy. Ale nie byłam pewna, ponieważ nie wiedziałam,jak miała na imię , w każdym razie nazwisko się nie zgadzało. Dalej bym się przyglądała ołówkowi, gdyby nie fakt, iż usłyszałam na dole głęboki, niski głos. Gdy zbiegłam by zobaczyć kto to,  w drzwiach ujrzałam Jaśka.
- Zastałem Annabeth ?
-Zastałeś.- powiedziałam  i uśmiechnęłam się sztucznie.- Chodź na górę. -Poszłam w stronę schodów. Postanowiłam dyskretnie się obejrzeć i zobaczyć czy faktycznie za mną poszedł. Zrobiłam z siebie totalną idiotkę, bo stał tuż za moimi plecami i czekał aż się ruszę. Wszedł do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi.
-Siadaj- powiedziałam. Fajnie było czuć, że ktoś cię lubi. Chyba lubi.. Jasiek siedział po turecku na łóżku.
- Spakowana?
-Tak.
- Ja wziąłem tylko bokserki, skarpetki i koszulkę na zmianę.
-Yhym- pomyślałam.
-Masz za nim zamiar usiąść?- zapytał- nie odpowiedziałam. Zdjęłam z szafy ogromne pudełko i postawiłam je z hukiem na ziemię.
- Moje ściany wyglądają strasznie.
-Nie zaprzeczę.- powiedział żartobliwie,po czym wyjął jedną z puszek i uchylił wieko
 zanurzył rękę i opryskał mnie.
Głośno się roześmiałam. Moją twarz pokrywała zielona maź. Wyglądałam jakbym nie zdążyła sięgnąć po chusteczkę.



________________________________________________


Ohh.. Ten rozdział nie zachwyca, wiem, ale to głównie dlatego, że pisałam go jakieś 3, godziny ,po czym skopiowałam i kiedy chciałam wkleić okazało się, że się usunęło. Więc przepraszam za błędy. ;c
Pozdrawiam mordeczki ;*

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 2

Szczerze, poczułam się dziwnie kiedy wypowiedział te słowa. Nie wiedziałam co to znaczy, ale miałam wrażenie, że to flirt. Moje myśli przerwał głęboki,niski głos:
-Jutro dożynki.
- Niezłe spostrzeżenie. -odburknęłam. Nie chciałam być niemiła,ale bez kontroli odpychałam jakimkolwiek przejawy uczuć. Chłopak sprawiał wrażenie jakby wcale nie przejmował się, że jutro może zostać wylosowany na krwawą jatkę.
-Ehm ,muszę iść,jestem spóźniona... Do zobaczenia. -kręciłam nie wiedząc jak wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- Okay. -odparł. Wiedział, że kłamię.
Tak bardzo nie chciałam wracać do domu. Wiedziałam, że na wejściu zaczną się pytania i pretensje. Byłam już spory kawałek od parku. Rozmyślałam co zrobię gdy wrócę.
. Nagle poczułam, że ktoś mnie chwyta za opuszki palców. Przerażona odwróciłam głowę.
- Wybierzemy się kiedyś na kebaba?
- Kebaba?- zapytałam. Tak, wiedziałam co to jest,ale w 11 panowała bieda i choć ludzie mieli co jeść to na fast food stać było tylko ludzi z wyższych sfer.
-Bułka z warzywami,mięsem,sosem... - zaczął tłumaczyć
-Oczywiście,wiem co to jest. - przerwałam.
- Więc jak?- Uśmiechnął się niczym pedofil. Zachichotałam,co nie było w moim stylu.
- Być może.- odpowiedziałam i odeszłam.
Kiedy weszłam do domu nie usłyszałam powitania. Wszyscy siedzieli przy stole.   Rozstawione były na nim talerze ze skromnym posiłkiem. Myślałam, że jedzą obiad. Spojrzałam na duży, stary zegar, wiszący na ścianie. Była już 18:17. To kolacja. Postanowiłam usiąść pomiędzy Rachel (mamą) a młodszą siostrą.
-Gdzie byłaś?- zapytała Rachel.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły na dyskutowanie o tym, że powinnam spędzać więcej czasu w domu.
-Mówiłam, że jest dziwna!-wykrzyknęła Erica Wzięłam talerz i odeszłam od stołu.
Weszłam do pokoju i usiadłam po turecku na ziemi. Podzióbałam kaszę i zjadłam prawie całą sałatkę. Mięsa nie tknęłam.po skończeniu posiłku sięgnęłam po książkę.  Otworzyłam na 96 stronie. Mój mózg nie mógł skupić się na słowach. Ciągle myślałam o nim. Nie, nie było to ta zasadzie 'Och jaki on słodki. Bóg seksu!'. Raczej zadawałam sobie pytanie, dlaczego chciało mu się ze mną rozmawiać. Nigdy nie spotkałam tak miłej osoby. Czytanie nie miało najmniejszego sensu. Wstałam. Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania. Nikt nie wchodził do mojego pokoju wiec nie czułam się skrępowana. Założyłam czystą bieliznę, a następnie wyjęłam z szafy koszulkę z napisem 'Mockingjay. Rebelion'. 23 lata temu Katniss Everdeen wznieciła wojnę. Niestety zakończyła się porażką. Przez kilka pierwszych lat po śmierci prezydenta Snow'a  oraz prezydent Coin w Panem podobno żyło się bardzo dobrze,lecz kiedy Katniss odeszła to wnuczka prezydenta objęła władzę i rozpoczęła w nowo tyranię. Zmęczona dzisiejszym dniem położyłam się pod koc i zasnęłam. 
Obudził mnie śpiew głoskółek. Dzisiejszy dzień był niesamowicie ładny. Promienie słoneczne oświetlały drzewa rosnące przy budynku. W 11 przeważały pola. Niestety od wielu lat prawie nic na nich nie rosło. Tylko gdzieniegdzie była roślinność.
Postanowiłam zacząć dzień od prysznica. Weszłam do łazienki. Gdy odkręciłam kurek miałam nadzieję że obleje mnie ciepły strumień. Tymczasem opryskała mnie lodowata woda. Starałam się jak najdokładniej umyć. Kiedy opłukiwałam włosy zaczęły lecieć ciepłe krople. Kiedy nie miałam już na sobie piany wyszłam opatulona ręcznikiem. Otworzyłam szafę. Na jednym z  wieszaków była czarna,jedwabista koszula. Po siostrze. Miała podobny styl do mojego. Brakowało jeszcze dolnej garderoby. Zgarnęłam z półki koronkową spódniczkę. Sięgnęłam po grzebień
Przeczesałam wilgotne włosy i zawiązałam wstążką w koka. Zeszłam na dół nie zastałam nikogo. Wyjęłam z lodówki kawałek sera i mleko. Kiedy chciałam wziąć chleb potknęłam się o szmacianą lalkę Rosie. Była to cudowna dziewczynka. Zawsze uśmiechnięta. Wracając: Zachwiałam się. Nie utrzymałam równowagi. Upadłam i oblałam się skisłym mlekiem.
- Cudownie. Jestem chodzącym nieszczęściem. -powiedziałam do siebie po czym wybuchłam śmiechem. Wytarłam się ściereczką. Nie miałam ochoty się przebierać, poza tym wyglądałam nieźle. Usłyszałam kroki.  W kuchni była już cała rodzinka.
-Za 10 minut wychodzimy. - powiedziała czarnowłosa kobieta.
Oczy mnie strasznie piekły, zapewne od wczorajszego czytania. Miałam wadę wzroku, ale nikt się tym nie przejmował. Musiałam jakoś z tym żyć. Najwyraźniej Rachel wstała wcześniej i przygotowała dzieci. Wyszłam na podwórko i usiadłam na ziemi.
-Ubrudzisz się- usłyszałam za sobą głos. O dziwo była to Erica. Nie wiem co jej strzeliło do głowy, ale była dla mnie miła. Wszyscy wyszli z domu.
Po paru minutach byliśmy na dużym placu. Rozejrzałam się.Podeszłam do stolika przy którym siedziała młoda,niezadowolona kobieta. Zweryfikowała moją tożsamość. Wsadziła mi watę do ust. Pobrała trochę śliny. Ustawiłam się wśród dziewcząt. Stałam tam pare minut. Usłyszałam głośny,piskliwy  głos. Na scenie stała dziwacznie ubrana kobieta o bujnej peruce. To Effie Trinket
-Witam państwa.- rozpoczęła entuzjastycznie.- Spotkaliśmy się dzisiaj aby wylosować młodą kobietę i silnego mężczyznę aby reprezentowali nasz dystrykt na 98  igrzyskach głodowych. Tradycyjnie zaczniemy od dziewcząt. - zanurzyła rękę w puli. -  Annastazja Prior. - nie byłam zaskoczona. Kiedyś i tak wszyscy umrzemy. A ja szybciej niż inni. Alergiczka, astmatyczka a do tego  chodzące nieszczęście. Podeszłam bliżej sceny. Stanęłam bez słowa obok kobiety.
-Witaj kochanie.-powiedziała uroczo. Nie odpowiedziałam.
-Czas na wybranie dzielnego mężczyzny . -Ponownie wyjęła ze szklanej misy los.
-Tom Smith.- z szeregu wystąpił chłopiec. Miał poparzone pół twarzy. Ledwo chodził. Było mi niesamowicie przykro, że nie mogę iść razy dwa.
-Zgłaszam się! -dobiegał znajomy głos. - Zgłaszam się na trybuta.- widziałam jak chłopak z parku zmierza w stronę sceny.


____________________________________________






Jest już 2 rozdział! :)
Macie jakieś uwagi? Chcę aby blog rozwijał się jak najlepiej ;D

Rozdział 1

-Proszę tylko nie ona!- wykrzyknęłam.
- Spokojnie,to tylko sen. Tylko sen. - szepnęłam do siebie,po czym sięgnęłam po jedną ze zużytych chusteczek leżących na półce obok łóżka. Otarłam mokre od potu czoło. Grzywka zasłaniała mi oczy. Wokół było ciemno. Spojrzałam na zegarek; 4:07
-Spróbuję zasnąć-mruknęłam do siebie. Leżałam i rozmyślałam jutrzejszych dożynkach.
-W tym roku na pewno mnie wylosują.- pomyślałam.-Nie robi mi to różnicy. Nie ma osoby która mnie kocha.
Matka zmarła kiedy miałam 2 lata. Została podtopiona w wodzie a następnie podłączona do prądu. A ojciec? Pieprzony narkoman,nie tata. Rodzeństwo...Miałam kiedyś siostrę, starszą o 7 lat.. Zmarła 6 lat temu. Byliśmy w naszym miejscu.. Ja, Tris i Tata siedzieliśmy przy rzece. Było cudownie. Ptaki ćwierkały tę samą melodię, przyjemną dla uszu. Jerry ( tak miał na imię) wyjął z kieszeni strzykawkę i niewielki pojemniczek ze smętnym kremowym płynem, ehh miałam 5 lat, nie wiedziałam co to jest. Napełnił ją ,po czym wstrzyknął w żyły na zgięciu ręki.
-Co to jest, tatusiu?-zapytałam
-To mi pomaga na ból skarbie.
-Boli cię głowa?
-Nie, pomaga na ból po stracie mamy.
-Aha.- tak naprawdę nie wiedziałam co do mnie mówi, więc zamiast odpowiedzieć, zaczęłam sączyć sok porzeczkowy.
-Nie słuchaj go. Jest po prostu egoistą. Nie wie, że jeśli dalej będzie brał to gówno, to w końcu nas opuści. - Powiedziała te słowa z ogromną goryczą.-Ojciec wstał. Był wściekły. Na początku odeszli oboje bliżej płynącego obok strumyku. Najwidoczniej chcieli, abym nie widziała zajścia. Później zaczęli dyskutować na temat nałogu Thomsona. W końcu Tris rzuciła:
-Nienawidzę cię. Nie jesteś ojcem. Jesteś nieodpowiedzialnym hipokrytą.- miała oczy wypełnione łzami. A on, pod wypływem działania substancji dał się ponieść emocjom. Popchnął córkę do strumyka. Tamtego dnia poziom wody był wysoki, a prąd silny. Próbowała wyjść, ale zaczęła się krztusić. Zginęła na miejscu.
Kiedy ludzie dowiedzieli się co zrobił ten psychopata, od razu dali mu najgorszy wyrok. Publicznie znęcali się nad nim, po czym zastrzelili. Władze znaleźli mi rodzinę zastępczą.
Mam 4 rodzeństwa. Dwoje w okolicach mojego wieku i dwoje młodszych. Wszyscy mnie nienawidzą,bo jestem inna. Czasami się zawieszam i nie reaguję. A kiedy przewracam kartki ,zamykam się w swoim własnym świecie.. Wszystko dookoła rozpływa się.
Moje rozmyślania musiały trwać bardzo długo ,spojrzałam za okno było już jasno. Zarzuciłam na siebie swój ulubiony, szary sweter. Przejrzałam się w lustrze. Przeczesałam włosy drewnianym grzebieniem. Jeszcze chwilę przyglądałam się swojej smukłej sylwetce, krótkim włosom o białawym kolorze, zatrzymałam się na oczach. Były brązowe i pełne smutku.
-Jesteś żałosna- mruknęłam do siebie. Postanowiłam zejść na dół. Schody skrzypiały pod ciężarem moich stóp. Zatrzymałam się przed wejściem do kuchni. Było tam znacznie cieplej. Przez moje ciało przebiegł ciepły dreszcz. Usłyszałam rozmowę mamy z najstarszą córką:
-Zrozum. Ona jest inna niż wszyscy. Tak nie zachowuje się 17- latka. Czasami nie reaguje kiedy do niej mówię!
- Za rok wyprowadzi się stąd.
- Wstydzę się jej. Nie lubię kiedy wykrzykują do mnie na korytarzu: „ Ej to ta co ma siostrę..- zrobiła ten idiotyczny gest. Podniosła palce i lekko je ugięła,żeby podkreślić, że nie jestem jej rodziną.- dziwaczkę.
- Wiem córeczko, ale miała trudne dzieciństwo. - Erica zatrzymała swój słowotok po czym obie usiadły na kanapie i zaczęły oglądać telewizję.
Cofnęłam się i wbiegłam na górne piętro gdzie znajdował się mój pokój..właściwie to mieszkałam na strychu, ale urządzony przeze mnie, nie wyglądał tak źle. Wzięłam zieloną torebkę i wrzuciłam do niej książkę i połowę bułki, którą zaczęłam wczoraj jeść na kolację.
Dwa razy w tygodniu biorę astragale- dodatkową żywność dla rodziny, niestety nic w Panem nie jest za darmo. Szczególnie jeśli pochodzi z rąk kapitolańczyków. Dodatkowe jedzenie- dodatkowa kartka w puli. Lecz dzięki nim, mogłam mieć dach nad głową.
Zbiegłam do drzwi. Słońce raziło mi w oczy. Dookoła stały szare domy od których gdzieniegdzie odpadała farba. Zabłocone ulice, dziury w ścianach mieszkań,dachy zabite deskami. Tak wyglądał Dystrykt 11.
Po paru minutach doszłam do parku. Nie był zachwycający; zaledwie kilka drzew, krzaki, kwiaty i ławki. Szukałam jakiejś w cieniu... Nie przepadam za słońcem. Tak! Ta była idealna!
-Świeżo pomalowana.-przeczytałam na głos poirytowana.
-Co mi szkodzi, nie sądzę, że ktoś będzie obserwował mój tyłek. Uznałam, że mogę się ubrudzić więc usiadłam. Wyjęłam książkę. Stara okładka, poniszczone kartki, niektóre pooblewane herbatą bądź kawą. Odgięłam róg i pogrążyłam się w lekturze... Rozdział 8...9...12...,ani się obejrzałam a była już połowa..czytałabym dalej,gdyby nie fakt, że czułam na sobie czyjś wzrok. Parę ławek dalej siedział młody chłopak. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi. Było to zadanie nie do wykonania.Jadł kebaba...nie jadł... pochłaniał. Nadal wpatrywał się we mnie. W końcu nie wytrzymałam. Zagięłam róg . Włożyłam książkę do torby i przewiesiłam ją przez ramię. Stanęłam wkurzona naprzeciw chłopaka i nerwowo zapytałam:
- O co ci do cholery chodzi?!
- Nie rozumiem?- udawał. W jego oczach było widać triumf. Oczekiwał, że podejdę.
-Dlaczego tak się na mnie gapisz?
- Postanowiłem nie odmawiać sobie prostych przyjemności. -odparł. Na jego twrzy pojawił się szeroki, szczery uśmiech.




___________________________________________________




Jest pierwszy rozdział. Moim zdaniem słaby, mam nadzieję, że kolejne będą ciekawsze :)

piątek, 20 lutego 2015

Prolog- FanFiction o Jasiu Dąbrowskim i Igrzyskach Śmierci.

Opowieść o tak zwykłej, że aż niesamowitej nastolatce o jasnych, wręcz białych, długich włosach. Brązowe, niemal czarne oczy, szeroko otwarte spoglądają na świat. Nie ma nikogo kto ją kocha. Złodziejka zakazanych książek,trybutka, jej świat to literatura, do czasu kiedy zostaje wylosowana, a jej partnerem okazuje się chłopak z którym niezbyt dobrze zaczęła znajomość.. jak mu było.. Jaś? Jak potoczą się losy Annastazji i chłopaka?